• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

z bliska i daleka

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2023
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Sierpień 2021
  • Czerwiec 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019
  • Kwiecień 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018

Najnowsze wpisy, strona 7

< 1 2 ... 6 7 8 9 10 11 >

Przedswiatecznie

Dobry rok temu nasza kolezanka Jo wyszla z inicjatywa zorganizowania Sunday Funday (czyli czegos, co mozna przetlulaczyc jako „Niedziela Dzien Zabawy”). Sunday Funday przypada zawsze w pierwsza niedziele miesiaca (brzmi to jakos tak „koscielnie”) i zalozenie jest takie, ze spotykamy sie wtedy, mniejsza lub wieksza grupa znajomych. Poniewaz chodzi o duze grono znajomych, liczba uczestnikow waha sie od 3 do prawie 20. Swietna inicjatywa, bo mozna sobie odpuscic wieczne ‘musimy sie kiedys umowic’, bo co miesiac jest w koncu szansa zeby sie spotkac i przychodzi kazdy, kto ma akurat ochote i czas. Niedzielne aktywnosci byly do tej pory rozne, a to zimowy spacer, wiosna piknik w parku, otwarcie sezonu na mule, wyjscie na kregle, wizyta w ZOO. W maju, razem z para znajomych, ktorzy maja corke niewiele starsza od Kacperka, wymyslilismy, ze w grudniu to na pewno wybierzemy sie na jarmark swiateczny do Kolonii. Dzieci mialy byc juz do tej pory na tyle duze, ze musialo sie udac.

 

I to tak wszystko tytulem wstepu, bo jak sie domyslacie –  dwa tygodnie temu do Kolonii pojechali wszyscy inni, poza nasza rodzicielska paczka. Corka znajomych z poczatkiem zapalenia pluc a mysmy natomiast bladym switem czekali w poczekalni lekarza dyzurnego, bo i Kacperka nie oszczedzil wirus RSV, ktorym strasza w telewizji rodzicow malych dzieci. Zapalenie oskrzeli i podwojne zapalenie uszu. Byla wiec amoksycylina zamiast grzanego wina. W tym wszystkim tesciowie (a szczegolnie Oma Mieke, ktora przypadkiem miala zaplanowany tydzien urlopu) spadli nam z nieba i zaopiekowali sie na tydzien Kluseczkiem, zebym ja w (wzglednym) spokoju mogla odpracowac swoj tydzien wypowiedzenia.

 

W jezyku niederlandzkim jest takie takie powiedzenie, ktore trudno mi przetlumaczyc na polski, a ktore trafnie oddawalo moj stan.  „Je leeft niet, je wordt geleefd” (Nie żyjesz, a jestes “żyty”).  I ja wiem, ze kazdy tu moze powiedziec, ze jemu tez bylo ciezko, ze tak byc musi na poczatku, ze taka kolej rzeczy. No moze i tak. Ale ja nie jestem kazdy. I nie chce byc codziennie ostatnia mama w zlobku i odbierac o 18stej Kacperka, ktory nie przestaje jojczec od momentu wyjscia ze zlobka do zasniecia. Czasem z przerwa na drzemke w wozku.  Poki co wiec odczekam do Swiat, odkuruje (na ile sie da) Maluszka, a potem zobaczymy. Czasami trzeba zrobic krok w tyl.

 

Szkoda tracic tyle waznych momentow, a tyle sie dzieje. Bo przeciez Kacperek pierwszy raz swiadomie wskazal na cos paluszkiem (o zgrozo, na telewizor). Uczy sie tez dzielic i czasem w entuzjazmie podaje mi obsliniona butelke lub rozmiekszczona tekturke, zebym i ja sobie mogla pociamkac. Spryciarz nauczyl sie tez, ze z wody robi sie mleczko. Kilka dni temu ledwo udalo mi sie go oderwac od zgrzewki wody stojacej w kuchni. No i Sinterklaas przyniosl mu drewniany wozeczek pelen klockow. Nie do konca jeszcze opanowalismy zasady BHP, o czym przekonalam sie, gdy po kilku sekundach nieuwagi zobaczylam, ze Casper siedzi W wozeczku i probuje nim w ten sposob kierowac.  

 

Po kilku prawie bezsennych tygodniach Kacperek zaczal lepiej sypiac (tfu tfu). Nie wiem, czy to taki wiek, czy to zasluga kaszki manny na kolacje, czy zmeczenie po chorobie. A moze obecnosc mamy ? Pewnie wszystko po trochu. Ale nawet przespal kilka razy 7 lub 8 godzin! I gdy jednak sie obudzi okolo 4tej (co jest najgorsza pora na wstawanie), to biore go do naszego lozka i maly cwaniak zaczal rozumiec, ze w duzym lozku tez mozna spac, a nie tylko gryzc tate w nos. I nie ma piekniejszych momentow, niz te poranki, gdy zaspany i troche marudny, zauwaza, ze w lozku przeciez lezy tez tata (a nie bylo go przeciez, jak Kacperek zasypial). Wtedy pojawia sie szeroki usmiech i zaczyna sie proces budzenia. Lub, gdy Kacperek zaczyna sie kolysac w rytm „Dzisiaj w Betlejem”...

I ja wiem, ze to jeszcze ciut za wczesnie, ale ta pastoralka jest z nami wlasciwie kazdego dnia od kilku miesiecy... 

... i za kazdym razem wzrusza mnie tak samo.

 

Tradycja, chodz no do tatusia

 

,,Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy."

14 grudnia 2018   Dodaj komentarz

Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż...

Podwyzszona temperatura, rumiane policzki i kolejny atak kataru "znikąd". Znajome syptomy. Sprawdzilam wczoraj stan uzebienia ("No chodz, synus. Ugryz mamusie") i faktycznie, wychodzi kolejny (piaty) zabek. Gorna dwojka. Jak poprzednie cztery zabki, oczywiscie pojedynczo. Nie wiem, kto mowil, ze najgorsze sa pierwsze dwa. Nie widze specjalnej roznicy. Chyba, ze dla rodzicow najgorsze, bo przy kazdym kolejnym juz sie podchodzi do sprawy spokojniej.

Tak wiec zostalam dzis w domu z Maluszkiem o watpliwym samopoczuciu. Juz zapomnialam, jakie to intensywne (godzina 12:30, a ja juz mu trzecie body zalozylam, bo przeciez ziemniaczki, pampers, siusiu bokiem). Z drugiej strony, zapomnialam tez ostatnio, jak wyglada usmiechniety Kacperek, bo odbierany jako ostatni ze zlobka tuz przed 18sta rzadko kiedy mial jeszcze sile sie do mnie jeszcze usmiechac (choc wiem, ze w zlobku sie cieszy do wszystkich). I ten argument o poznych powrotach byl (miedzy innymi) jednym z wazniejszych powodow, dla ktorych postanowilam zrezygnowac z obecnej pracy. Jako HR-owiec, wiem sama, jak ryzykowna jest taka decyzja, wiec bilam sie ostatni czas z myslami skoro i tak nie moglam spac. Jednak jako Ania (albo Ania-Mama), wiem, ze czasami trzeba isc za glosem serca (w tym to mam nawet niezle doswiadczenie). Szczegolnie jesli sie nie jest na swoim miejscu.

Co dalej? Skoncze krotki okres wypowiedzenia, a potem do Swiat dam sobie spokoj. Na posprzatanie szafek, zrobienie obiadu i odebranie Kacperka o czasie. Bo mam tez sama dosyc siebie takiej nieszczesliwej. 

29 listopada 2018   Dodaj komentarz

Troche wiesci.

Tesciowa (znaczy sie "oma") zabrala na dzisiejsze popoludnie Kacperka. Nie wiem, czy to z milosci do wnusia, czy bardziej z milosci do (zmeczonych) dzieci, ale nalezy sie jej za to pochwala. Kacperek jest u dziadkow co srode i tak, jak widze, to czuje sie tam coraz pewniej. Podejrzewam, ze (pies tesciow) Jack jest z tego powodu mniej zadowolony. Ale nie o tym mialo byc. Ten wstep to tylko gwoli wyjasnienia, skad nagle czas, zeby pisac.

Dni miaja szybko. Cieszylam sie, gdy przyszla sobota, bo chociaz chwila bylo, zeby posprzatac chaos, ktory zostawilam po calym tygodniu. Po pracy, przyprowadzeniu Kacperka, dwoch godzinach zabawy, kapieli i dlugim przytulaniu do spania, na niewiele wystarcza mi juz energii. Ale moze to przyjdzie z czasem? Tak, jak wszystko?

Casper zmienia sie kazdego dnia, chociaz teraz te zmiany wydaja sie byc coraz bardziej subtelne i mniej spektakularne niz np. wstawanie czy raczkowanie (te juz ida mu swietnie, szczegolnie to wstawanie. Nawet pani w zlobku stwierdzila, ze takiego egzemplarza jeszcze nie miala, co taki byl zdeterminowany zeby stac). Tak wiec kluseczek robi sie juz bystrzak. Nie potrafi trzymac sam butelki, chyba, ze jest bardzo glodny. Wtedy zapomina, ze 'nie umie' i wyjmuje mi butelke z reki, zeby pic szybciej. Albo gdy smak wody (albo rumianku - nowosc od tego tygodnia) mu nie pasuje, to odstawia kubeczek i chwyta lezacy w poblizu smoczek, zeby wsadzic go sobie do buzi i "zagryzc" smak.

No i stuknela mu pierwsza "dziesiatka" :-) Kawal chlopa, chociaz dobrze, ze juz 'rosnie' coraz wolniej. 

 

A poza tym? Ciesze sie wszystkimi momentami, malymi usmiechami naszego kasownika, jego mlaskaniem, gdy wcina kukurydziane chrupki. Bo z drugiej strony regularnie bywa tez mi jakos smutno. Jakos nadal trudno mi sie odnalezc w nowym porzadku. I nie wiem, na ile to szalejace hormony, lub po prostu Marudna-ja, a na ile moze faktycznie nie jestem do konca na swoim miejscu?

Oh, jaki czlowiek byl naiwny myslac, ze dorosli wszystko wiedza. A moze ja zwyczajnie nie jestem dorosla, skoro jeszcze nie wiem takich rzeczy?

 

Sciskam Was i ide korzystac z wolnego popoludnia. Buziaki  

25 listopada 2018   Dodaj komentarz

Pożegnanie z cycusiem.

Od razu uprzedzam, ze w ponizszym poscie padaja slowa „pierś” i „cycuś”, wiec jezeli ktos ma problem z tematem (lub z eufemizmem ‘cycuś’), to smialo odradzam dalsze czytanie.

Pozegnanie. Moze jeszcze nie definitywne, bo przeciez juz kilka razy bylo „to chyba juz koniec”. Od dwoch dni jednak Kluseczek nie chce piersi. Pewnie nie pomaga mu w piciu zatkany nos, a moze nie podchodzi mu smak. Albo, po prostu, ten kranik jest ju za wolny, szczegolnie jesli samemu juz umie sie pic z butelki (i te butelke trzymac!). Jaki by to nie byl powod – szkoda. I nie musicie mi pisac „ciesz sie, ze w ogole sie udalo”, bo ja to wszystko wiem. Ale pomimo milych wspomnien (albo wlasnie przez nie), szkoda sie zegnac czyms, co sie lubilo. Komus kto wyrzuca swoj ulubiony sweter, bo zaplamil sie keczupem, nie mowi sie przeciez „oh, ciesz sie, ze miales fajny sweter’. Po prostu, szkoda swetra.

To taki skrot myslowy.

 

Pewnie, ze sie ciesze, ze sie udalo. W czasie ciazy liczylam sie z mozliwym laktacyjnym fiaskiem, zwazywszy, ze w naszej rodzinie kobietom roznie szlo z tym karmieniem (albo nie szlo wcale). Ale dzieki sprzyjajacym warunkom (spokoj na oddziale), cierpliwym paniom poloznym, ktore co trzy godziny przychodzily nam pomagac i dzieki szpitalnemu doradcy laktacyjnemu (tak, tak – mezczyznie), ktory rowniez mial niewiele pacjentek (w miejskim szpitalu rodzi sporo muzulmanek), udalo mi sie zaczac karmic.

Casper nie byl najlatwiejszym uczniem w tej kwestii. A to źle łapał, a to „antenki” bylo dla niego za krotkie i „uciekaly” mu z buzi. Przez pierwsze 4 miesiace nie umial pic bez silikonowych nakladek. Co oznaczalo, ze przed wyjsciem zawsze musialam sprawdzac, czy te nakladki mam czyste w torbie, zeby dziecka nie zaglodzic.

W ogole, podejrzewam, ze Casper ma DNA zblizone do DNA wegorza. Jesli ktos widzial, jak sprawnie idzie nam zmiana pieluszki, to mozna sobie mniej wiecej wyobrazic, jak sprawnie szlo nam czasem karmienie. Nieraz czekajac w przychodni patrzylam na mamy karmiace cycusiem swoje malenstwa. A Casper sie wiercil, machal raczkami, zrzucal silikonowe nakladki. Poniewaz odciaganie mleka szlo mi roznie, Casper musial wiec zawsze byc ze mna. A, ze pil wolno, to i duzo czasu uplywalo nam dziennie na jedzeniu. Organizacyjnie bylo to wszystko czasem wyzwaniem. Z drugiej jednak strony, nigdy nie widzialam tego, jako poswiecenia. Nie rozumiem komentarzy i zdziwienia na twarzy znajomych, ze tak dlugo karmie/milam. Bardzo lubilam te momenty i nasze chwile na przytulanki. No i jak super praktyczne bylo to w nocy, gdy tylko musialam przystawic lezacego obok dzidziusia do piersi (bez wychodzenia z cieplego lozka!). Juz pomijam aspekty zdrowotne karmienia, bo to trąci dla mnie „laktoterrorem” i lekkim wyrzutem-nie-wyrzutem w stronę mam, ktorym karmienie sie nie udalo.

Karmienie piersia, to byl (jest) dla mnie jeden z najpiekniejszych elementow poczatku macierzynstwa.  

I chyba dlatego ta notka jest mi samej potrzebna. Zeby sie pozegnac. Jak z tym swetrem poplamionym keczupem. Poniewaz Kacperek od jakiegos juz czasu pije mleko modyfikowane, liczylam sie z tym, ze pewnego dnia moze sam zrezygnowac z mamusinego mleka. I tak jest chyba latwiej niz samemu powiedziec „stop”.

 

Bedzie mi brakowac „komfortowych cycusiow na male i duze smutki” i „nocnych cycusiow”. Ale ciesze sie, ze byly.

15 listopada 2018   Dodaj komentarz

Wpis 2018-11-14, 21:25

Tyle razy juz chce usiasc do pisania, ale zazwyczaj moje zamiary przegrywaja z rzeczywistoscia czyli np. z wieczorna walka o kabel prysznicowy, albo z godzina ekstra przytulanek. Nie wystarcza czasem sil na ugotowanie zupy, to gdzie tu blog jeszcze. Ale dzis pisze na szybko z komorki. Juz w lozku.

Idzie trzeci zabek. Jakby nie mogly isc parami, a nie pojedynczo. Eh. Wiec wiadomo, ekstra przytulanie sie przydaje.
Ale sa tez te urocze momenty, bo poza zabkami, to Casper zmienia sie codziennie. Juz sam chce trzymac butelke. Zaczyna zauwazac wiecej szczegolow w otaczajacej go rzeczywistosci - cieszy sie na widok pingwina na mojej pizamie, choc pingwin jest tam przeciez nie od dzis.

No i zlobek. Od momentu wejscia do zlobka Casper zamienia sie w wegorza. Wije sie i wyrywa byle tylko postawic go obok dzieci. Nie obejrzy sie nawet na mame. Wczesnie sie zaczyna - Koledzy wazniejsi.


I nawet przezyl pierwsza noc poza domem, a dokladniej, u dziadkow. A raczej mamusia przezyla...

Choc, bedac w ciazy, tyle razy w myslach zaklinalam sie, ze nie bede podrzucac dziecka dziadkom, ze bede samodzielna, ze bede dobrze zorganizowana, ze bede ... .

(Nowa) praca na pelen etat, Frytek wracajacy do domu po nocy (i pracujacy w domu po nocy), pierwsze zabki, brak snu. Czyli po prostu nowa rzeczywistosc. Nie napisze, ze mnie przerosla, bo to byloby moze przesadzone, ale nie ma co slodzic, bo kilka kryzysow mniejszych i wiekszych za nami. Mimo, ze wiem, ze to tylko kolejne faza (troche trudniejsza) i mimo, ze mozemy Bogu dziekowac za Kacperka (jest za co!), to bywaja momenty, kiedy i mi konczy sie cierpliwosc. I chociaz sama nie chce sie do tego przyznawac i chociaz nie lubie i nie potrafie prosic o pomoc, to dalam sie przekonac tesciowej, by oddac im Kacperka na jedna noc. Tak akurat wyszlo, bo Frytek byl w poprzedni weekend na wyjezdzie sluzbowym, wiec piatek wieczor mial byc dla mnie. Myslalam, ze padne tego wieczoru od razu spac, ale jednak krecilam sie do pozna po pustym mieszkaniu. No i odruchowo budzilam sie w nocy, ale tym razem bylo wyjatkowo cicho.

Nastepnego dnia odebralam jednak zadowolone, nakarmione i (wzglednie) wyspane dziecko. Wszysyc przezyli. Czyli sie dalo.

Moze czasem trzeba dac sobie pomoc? Tego tez sie jeszcze musze nauczyc. I odpoczywac :)

  

14 listopada 2018   Dodaj komentarz
< 1 2 ... 6 7 8 9 10 11 >
Oj_anka | Blogi