• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

z bliska i daleka

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2023
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Sierpień 2021
  • Czerwiec 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019
  • Kwiecień 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018

Archiwum wrzesień 2020

Kapelka

Mysle, ze na tym etapie nie ma sensu spisywac juz pojedynczych slowek ze slownika Kacperka. Glownie ze wzgledu na to, ze jego zasob slow eksplodowal w ostatnim czasie. Po gadatliwych rodzicach, to trudno sie dziwic.

Porownuje sobie w pamieci malego Kluseczka, z ktorym zima wracalam ze zlobka do domu i, z ktorym usilowalam podtrzymywac rozmowe w aucie (a raczej zajac czyms, zeby nie plakal). Po dwoch miesiacach kwarantanny bez zlobka, gdy wznowilismy zycie zlobkowo-zawodowe i nasze wspolne powroty do domu, uswiadomilam sobie, jakie postepy zrobil w tym czasie, bo nagle mialam ze soba bardzo rozgadanego pasazera, ktory opowiadal o klockach, kolegach, zwierzatkach i owocach, ktore zjadl.

 

Nie tak dawno temu zaczal nazywac sie Caspi zamiast Baby, co bylo juz duzym sukcesem. Po wakacjach w Polsce zrobil jeszcze wiekszy postep zaczynajac od czasu do czasu nazywac siebie Kapelka. Tak, nie Kapelek ale Kapelka. Skad sie dziwic, skoro ciagle slyszal uwazaj NA Kacperka, to jest DLA Kacperka, idz DO Kacperka. Zostalo wiec Kapelka. Trudno sie dziwic, bo skoro tylko ja w domu mowie po polsku, to i Casper powtarza po mnie wszystko w zenskich formach: Caspi sucha, Caspi mokra, Kapelka duza.

 

Co poza tym? Urwiskuje, skacze, slabo sie slucha, ale to nadal nasz przytulak. Milo obserwowac, jak dziecko uczy sie wszystkiego od poczatku, na tym etapie tez empatii. Gdy kilka tygodni temu szarpnelam sie nieco za mocno na reke i tylko syknelam z bolu, to Casper wzial bez namyslu moja dlon, powiedzial buzi i pocalowal. Pomoglo od razu i jakos mi sie tak cieplo zrobilo.

 

No i zaczelismy rok skzolny, w lokalnym przedszkolu! Ale o tym moze innym razem, bo w srody szkoly i przedszkola otwarte sa do 12:15. Dlatego powoli sie zbieram. I tylko jeszcze kilka dialogow, spisanych w miedzyczasie:

 

-          A: Kochanie poczekaj, tylko okno zasłonię

-          C: Nie oko słonia! Nie oko słonia! (Płacz)

 

 ***

 

Jedziemy samochodem, w tle, jak zwykle, leca jakies polskie piosenki dla przedszkolakow. Nagle slysze, jak maly glosik na tylnim siedzeniu wola:

- Mama, do sklepy! Kupa

Zdebialam. Ale powtarza to samo, tym razem (troche) spiewajac. I juz zrozumialam, ze chodzi o piosenke:

Jedziemy na zakupy do sklepu z zabawkami, do sklepu nasza mama idzie razem z nami… trala la (i tak w kolko).

 

***

- Ondersteboven!

- Tak synku, do gory nogami!

- Ja! Onderste nogami!

 

***

Aaahhhh, czy napisalam, ze Casper zaczal nazywac mnie Mamus ?:) 

-     

16 września 2020   Dodaj komentarz

Nadrabiam zaleglosci w pisaniu, wiec bedzie...

Pewnie gdzies sie wplataly literowki, ale licze, ze korektor je wylapie, gdy juz kiedys ktos tak bardzo sie upomni o ksiazkowa publikacje moich wspomnien ;-)

 

Wakacje

Moje najwieksze zyczenie na 2020 sie spelnilo i mimo, ze zupelnie na to nie liczylam, to jednak udalo nam sie wyruszyc na wakacje do Polski. Odczekalismy otwarcie granic i pierwsze po-lockdownowe tygodnie, zeby ocenic sytuacje i mimo moich obaw (bo ja przeciez zawsze wole byc ostrozniejsza niz ustawa przewiduje) wyruszylismy w strone kraju nad Wisla. Zaopatrzeni oczywiscie w kilkanascie maseczek materialowych, paczke maseczek aptecznych i zel dezynfekujacy (w kazdej torbie, zeby zawsze byl pod reka!).

Dziwna troche to byla podroz, bo nagle na znajomej trasie wszystko przebiegalo jakos inaczej. Znajomy bar, gdzie zawsze sie zatrzymujemy teraz swiecil pustkami. Bufet ze sznyclami czesciowo zamkniety, a tamtejszy plac zabaw dla dzieci odgrodzony czerwona tasma byly smutnym widokiem. Tak na serio, juz pomijam to, ze nie zjedlismy sznycli. Jedlismy wiec grzecznie nasze kanapki na swiezym (moze byc swieze obok A2?) powietrzu, a najmlodszy podroznik siusial, jak powazny chlopak, do nocnika. Na kazdym przystanku!

W tym roku ominelismy tez ukochany Berlin i poszukalismy na nocleg hotelu na odludziu, kwadrans jazdy od autostrady. Musze przyznac, ze znalezlismy perelke i nasz hotel ‘Zur Rose’okazal sie faktycznie na odludziu, a i my bylismy tamtego dnia jedynymi goscmi. Chociaz budynek hotelu ‘Do Rozy”’dni swojej chwaly przezywal prawdopodobnie gdzies miedzy 1975 a 1985 i byl zapewne wowczas glownym centrum weselno-komunijnym, teraz jednak nadal ujmowal nas swoim urokiem. Czysty pokoj, posciel w kwiatki (jeden zestaw ekstra dla C.) i piejace koguty za oknem. No i woda pod prysznicem trzymajaca nas napieciu: czy poleci w koncu ciepla. Brzmi, jak poczatek wakacji i przypomnialy mi sie wycieczki klasowe w latach 90tych.

 

Drugiego dnia dojechalismy spokojnie na ukochane Mazury, gdzie od razu uderzyly mnie znajome zapachy. Ogrodka, wody z jeziora i nalesnikow Basi Neszki. Czyli wszystko sie zgadzalo. Chociaz nadal troche dziwnie, bo niewiadomo, jak sie przytulic do siebie. Czy tylko podac sobie reke (albo lokiec).

Kolejne dwa tygodnie uplynely nam na wzglednej sielance. Moze tez perspektywa inna niz kiedys, bo od kiedy dzieci zaczynaja przesypiac noce i nie trzeba co chwile zmieniac pieluch, to juz wydaje sie ogromnym luksusem. Mozna sobie na przyklad wieczorem poogladac razem Netflixa i otworzyc chipsy (choc to ostatnie akurat nikomu na dobre nie wychodzi) i znow poczuc sie jak dorosly, a nie tylko jak zmeczony-dorosly.

 

Dzieci bawili sie calkiem przyzwoicie. Trzeba troche chwaly oddac mojej szwagierce, ktora organizowala calej trojce kaciki malarskie, malowanie kreda, strzyzenie wlosow, wspolne mycie ogorkow  i inne atrakcje.

Mimo obaw doroslych, dzieci dogadywaly sie calkiem przyzwoicie. Po dwoch dniach byl co prawda maly kryzys, bo ten maly pol-belgijski kuzyn byl przeciez tak zachwycony wszystkim, ze biegal co 30 sekund od zjezdzalni do trampoliny, zaraz potem do dmuchanego zamku, znow do trampoliny i co chwila wolal: Kom mee! Kom mee! (Chodz tu chodz tu!). Tego tempa nie wytrzymuja dorosli, a co dopiero dzielny pieciolatek i trzylatka. Po kilku dniach jednak zagoscil wzgledny spokoj i gdy maly pol-belgijski kuzyn zrozumial, ze jeszcze troche zostanie na wakacjach, ze nie musi wiec caly czas okupowac trampoliny I z placzem nie dawac sie z niej wyciagac. Zwolnil troche obroty i dalo sie spokojniej pobawic. W ogole, widok tej calej najmlodszej trojki np. w jednej malej wannie, gdzie malowali wszystko kredkami wodnymi (dobrze, ze Babcia nie widziala) –byl  bezcenny.

Najmlodszy kuzyn doskonale w ogole rozumial, co sie do niego mowi po polsku. Nie zawsze sluchal, ale to inna sprawa. Nauka jezyka dzialala tez w druga strone, bo po kilku dniach wszyscy wiedzieli, co znaczy open maki albo handi wasi. A tyle bylo obaw, jak sie dogadaja. Wugi, ciocia, Wojciu i Lelenka maja po tych wakacjach w sercu Kacperka specjalne miejsce.

 

Ostatnie dwa dni wakacji spedzilismy w Warszawie, co tez zakrawalo na podroz sentymentalna, bo nie bylo mnie w Domu Rodzinnym ponad dwa lata. Obylo sie bez wycieczek metrem (a szkoda), ale spacerowalismy z Kacperkiem wokol bloku. Nie wiem, czy cokolwiek zapamieta z tego, ale ja bylam ogromnie szczesliwa, ze moglam mu to wszystko pokazac.

 

Po dwoch tygodniach wrocilismy do domu, z mala przerwa na nocleg w Magdeburgu. Jak zwykle, zapakowani bylismy ‘pod kokardke’’. Bo przeciez w Belgii nie ma nalewek, dzemow ani miodu… Dwa dni zajelo nam wypakowywanie sie.

I tak na koniec … chcialabym ominac sentymentalne przemyslenia, bo internet i tak kipi od uczniow P.Coelho i ich madrosci. Trudno mi jednak jakos temat ominac zupenie, bo taka prawda, ze te wiosenne miesiace w domowej kwarantannie i perspektywa braku fizycznego kontaktu z najblizszymi, wywarly na mnie duze wrazenie. Moze dlatego tegoroczny pobyt w Polsce docenilam jeszcze bardziej. Fakt, ze moglam sie przytulic do mamy i taty (tak porzadnie to dopiero po dwoch tygodniach, zeby nie bylo), ze Casper mogl pobawic sie z kuzynostwem. Nagle nawet zwykle wyjazdy do wiejskiej Biedronki okazaly sie swietem (moze dlatego, ze wychodzilysmy same ze szwagierka, a dzieci z tatusiami zostawaly…).

I jakos bardziej niz w poprzednich latach uswiadomilam sobie, ze bardzo tesknie do Polski. Ale tak naprawde, tesknie. Mysle, ze to jakas kara dla mnie, za wysmiewanie Mickiewicza w czasach szkolnych (Jak teskni, to czego nie wraca?) I chociaz dobrze mi w Belgii, wiem tez, co mi ten kraj dal i, poki co, zdaję sie tutaj zapuszczac korzenie, to serce nadal bije mi nieco szybciej po prawej stronie Odry. I niewazne, czy spaceruje warminskim lasem albo po prostu chodze po warszawskim Ursynowie. Wiem tez, ze moje coroczne terroryzowanie belgijskiej rodziny meza ‘”zupa z burakow”’ i ciastem z tymi malymi kuleczkami makiem jest po prostu proba przetrawienia tej tesknoty.

I chyba raz na jakis czas trzeba po prostu to glosno moc powiedziec. Inaczej jeszcze zaczne pisac sonety. A talent Miciewicza jednak nie mam…


 

 

 

16 września 2020   Dodaj komentarz
Oj_anka | Blogi