• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

z bliska i daleka

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2023
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Sierpień 2021
  • Czerwiec 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019
  • Kwiecień 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018

Najnowsze wpisy, strona 1

< 1 2 3 4 ... 10 11 >

Nareszcie w Domu i Sinterklaas

Nareszcie w Domu.

W ubiegla niedziele mialam wreszcie ‘ten” moment.

Stalam pilnujac drabiny, po ktorej Frytek wchodzil na strych w poszukiwaniu ozdob swiatecznych. Maly Frytkuś tez pomagal, bo wiadomo, ze nikt tak nie trzyma drabiny jak dwuipollatek, ciekawy zawartosci tych brzeczacych pudel, ktore tata podaje z gory. Zerknelam przez okno sprawdzic, czy sasiedzi juz zapalili swoje iluminacje swiateczne (wystarczajace dla ladowania malego helikoptera).  Od razu tez pomyslalam, ze olaboga, okna to w tym sezonie chyba nie byly myte, dobrze, ze po ciemku mniej widac. Kątem drugiego oka patrzylam na recznik suszacy sie na balustradzie. Dom duzy jak stodola, pokoi do wyboru, a moj malzonek zamiast dyskretnie gdzies wieszac pranie to zrobil sobie suszarke na reczniki centralnie na  widoku.

I wtedy tak sobie pomyslalam. TAK, po ponad roku, wreszcie czuje sie tutaj u siebie. Chociaz wolalabym jednak miec umyte okna, recznik wiszacy na wieszaku, nowa wanne i moze jednak inna podloge niz ta (co prawda milusia) wykladzina. Ale z tym calym balaganem i nieperfekcyjnoscia wlasnie czuje sie wreszcie na miejscu. W domu.

 

W miedyzyczasie wzglednie odnajdujemy sie w obecnej rutynie. Nie bardzo mozemy miec kogos do pomocy, zeby odbierac Malego Frytkusia, wiec w zasadzie codziennie stoje pod brama przedszkola o 15:30. Czasem prosto z pracy, czasem robiac przerwe pracujac w domu. Po powrocie zaczynamy pertraktacje o zjedzenie obiadu (no chyba, ze jest wortels en groszka) i dalej probuje jeszcze jednak troche popracowac, bo moj dzien roboczy nie konczy sie o 15stej. Wychodzi roznie. Ale w sumie lubie te nasze popoludnia. Wracamy z Kacperkiem spacerem do domu. Po drodze udajemy rozne zwierzeta (niekoniecznie dobrowolnie, w moim przypadku), omijamy studzienki kanalizacyjne (wiadomo, tam moga byc krokodyle). Na koncowce zazwyczaj juz paki paki  i jednak biore mojego przedszkolaka na rece, chociaz juz dlugo nie daje rady tak isc. I lubie te nasze wspolne momenty. Jesli cos dobrego jest w tej okropnej pandemii, to wlasnie te chwile.

 

Casper rosnie. ”Przeprowadzil sie” do prawdziwego lozka dla duzych chlopakow, bo dzieciece lozeczko jednak zrobilo sie juz za male. I nagle zmienily sie znow proporcje,bo  teraz wydaje sie nam  takim malutkim bączkiem pod baaardzo dużą koldra. I mysle sobie, ze kiedys jednak przyjdzie i powi: Ej mamo, to lozko robi sie serio za male. Ale przed oczami ja bede miala tego malego robaczka pod posciela z clownem Bumba. Poki co lozko (90*200) wystarcza i dla niego i dla mamy. J

 

A malutkie lozeczko dzieciece poszlo na strych. Wiem, ze to tylko strych. Ale nie bede udawac, ze jakos latwo mi to przyszlo. W ostatnich tygodniach jakos wiecej bylo takich smutnych momentow. Jeszcze sie nie poddaje tak do konca, ale nie wiem, na ile chce mi sie jeszcze stawac do walki. I to chyba narazie wyczerpuje temat. Bo staram sie trzymac pozytywnie.

 

I w ogolnym rorachunku nie jest zle. Przynajmniej jesli wierzyc w informacje, ktore o nas posiada Sinterklaas, bo jednak cos zostawil nam w butach 6 grudnia.

Przed tym waznym wieczorem Frytek (zgodnie z tradycja) spiewal z Kacperkiem piosenki i szykowali razem poczestunek dla nocnych gosci. Marchewke dla konia, puszke coli dla Zwarte Pieta. Kacperek sam pobiegl do szafki i przyniosl wode (normalnie tylko do mleka), zeby Sinterklaas mial sie czym poczestowac. Jeszcze zerkalismy przez okno, bo wydawalo nam sie ze juz go widzielismy na dachu sasiadow, ale wtedy jednak juz Maly Frytek zaczal sie troche bac. Wiec poszlismy spac, zeby (bardzo) rano wstac cala trojka i dac sie zaskoczyc przez (za) duzo slodkosci i fajne prezenty. A ktore wygraly? Wiadomo, zwierzatka Playmobil. Dziwnym trafem przypominaja te, ktore Tata Frytek kilka lat temu schowal do piwnicy w  pudle "'moze sie kiedys przyda"'. Jak to sie zycie czasem uklada. 

 

Zeby nie do konca w sentymentalnym nastroju zakonczyc ten wpis, troche scenek rodajowych i slowniczek:

-         

Aperentjes (=mandarijntjes) – mandarynki

-          In de dierentuin samen jechamy

-          Kapelusz van Sinterklaas eraaf – (zjadając ciasteczko z Sinterklasem i  zaczynajac od glowy)

 

Rozmowa w drodze ze szkoly

-          Kacperek, jest zimno, musisz nosic te rekawiczki, zeby Cie dlonie nie szczypaly.

Odpowiada glosno, zeby cala ulica slyszala:

-          Neen, ik wil met de pijn lopen! (Co tlumaczy sie doslownie: Nie, chce biegac z bólem!)

 

#matkaroku

 

 

  

10 grudnia 2020   Dodaj komentarz

Adwent 2020

W Ranst zapalily sie w ubiegly weekend swiateczne iluminacje. Bez szalenstwa czy eleganckich lamp w ksztalcie gwiazdek, jakie wisza w pobliskich gminach. W Ranst mamy zwykle choinki oparte (wzglednie prosto) o latarnie, przywiazane do nich lancuchem swiatelek. Ale tez jest ladnie.

Przyszedl pierwszy mroz, a moze raczej mrozek i nagle drzewa zrobiy sie jeszcze bardziej lyse. Frytek juz szaleje z grabiami. No i powietrze pachnie jakos tak bardzo zimowo. Przyjemnie szczypie w policzki podczas wieczornych spacerow.

Lourdowska grota niedaleko naszego domu widoczna jest w ciemnosci juz z daleka poprzez lune od zapalonych swieczek. Codziennie zajete sa wszystkie swieczniki. Jakby z koncem roku nagle kazdy mial wiecej powodow, zeby za cos dziekowac, albo (pewnie predzej) o cos prosic zapaleniem swiatelka za 50 centow.

Troche tych spacerow zrobilismy w ostatnich dniach, bo w ubiegly weekend nocowala u nas siostra Frytka. I tak sobie we czworo, razem z Kacperkiem, spacerowalismy sprawdzajac, gdzie pojawily sie nowe swiatelkam a gdzie LEDowe renifery.

Katrien pomogla nam tez nosic siaty pelne ciasta do domu (cala rodzine meczylismy wspomaganiem szkolnego kiermaszu i musze przyznac, ze sporo pozamawiali). Pomogla nam tez wybrac choinke (kupujemy lokalnie!), ktora (poki co) stoi jeszcze w ogrodku i czeka na przystrojenie, ale oczywiscie dopier, gdy Sinterklaas juz zostawi swoje prezenty.

O ile w ostatnich latach ciagle mowilam, ze tak mi szkoda, ze nie czuje juz za nic swiatecznego nastroju, to w tym roku jest inaczej. Mimo chaosu organizacyjnego, to jednak zyjemy wolniej i spokojniej. Jest nawet czas na wspolny film pod kocem. Nawet Listy do M obejrzelismy z Katrien. I zjedlismy sniadanie przy wiencu adwentowym.

Specjalnie dosyc, bo akurat w tym roku przyjdzie nam swietowac daleko od siebie.

A w ostatnich dniach chcialabym jednak byc blizej.Dzisiaj szczegolnie blizej moich rodzicow. I Was tam na Pomorzu.

Sciskam.

30 listopada 2020   Dodaj komentarz

Herfstvakantie

No i przyszly pierwsze szkolne ferie (z wielu licznych belgijskich wakacji), tym razem jesienne tzw. herfstvakantie. Planowo trwaja tydzien, ale na krotko przed ich poczatkiem bylo juz slychac, ze pewnie potrwaja kilka dni dluzej, a teraz (poki co) zaplanowame juz na  dwa tygodnie. Zbieglo sie to, moze nie do konca przypadkowo  z pocztakiem drugiego lockdownu. W odroznieniu od pierwszego, w marcu, mam jednak wrazenie, ze jest inaczej. Na ulicach jest nadal calkiem spory ruchy, bo nie wszystkie sklepy sa zamkniete. Dzialaja sklepy spozywcze, ale tez budowlane, ogrodnicze i ksiegarnie (z tym, ze nie wszystkie produkty mozna kupowac, by w ten sposob ograniczyc nieuczciwa konkurencje w stosunku do sklepow tematycznych, ktore musialy zostac zamkniete. Koniec koncow wszyscy zostana wiec z zapasem bombek i zabawek, chyba, ze wystawia je w sklepie online… logiczne). Biblioteki tez otwarte. Ludzie moga sie swobodnie przemieszczac. Nawet i u nas w pracy zasady o wskazanej pracy z domu, jakos nie do konca sie przyjely, troche ze wzgledu na specyfike naszego sektora, a moze i troche ze wzgledu na ogolne zmeczenie i niechec do spedzania kolejnych miesiecy w zamknieciu. No i ta marcowa cisza, ktorej nie zapomne chyba nigdy i ktora zapewne nigdy sie nie powtorzy. Wiosna w ciagu dnia dalo sie slychac chor kosiarek i podkaszarek, bo  wszyscy sasiedzi usilowali zajac kreatywnie czas praca w ogrodkach. Ale gdy wieczorem otwieralismy okna to panowala przenikliwa cisza, taka ktora przyprawiala mnie o gesia skorke. Zadnego auta, szumu autostrady ani ‘pomruku’Antwerpii w tle. Tym razem kosiarek nie slychac, a noca dobrze slychac, ze Antwerpia jednak nie spi.

 

Tym razem ludzie juz nie wieszaja plakatow ani przescieradel w oknach na znak podziekowan dla sluzby zdrowia. Za to co sie pojawilo juz w oknach to… choinki i pierwsze niesmiale swiatelka choinkowe. Wiem, ze co roku niektorzy zaczynaja przed innymi, ale mam wrazenie, ze teraz zaczynaja bardzo wczesnie. Takie swiateczne swiatelka daja w koncu jakas perspektywe. Ale dziwi mnie to, bo nie wiem, czy kiedys juz wspominalam, ale prawdziwy Flamand nie postawi choinki PRZED Sinterklasem. No po prostu nie, sa rzeczy, ktorych sie nie robi. Zeby oddac wage zwyczaju, to bluznierstwo podobne do zjedzenie indyka podczas polskiej wigili.

 

I mnie tknelo w ubieglym tygodniu, gdy kupowalam ostatnie dostepne plastikowe pudla (“zara lockdown zrobio i co ja bede segregowala w jesienne wieczory”)  i wrzucilam do koszyka dwa opakowania swiatelek. Niby pazdziernik, ale przeciez trzeba byc przygotowanym. No i hops, sklepy zamkneli, ale swiatelka mam.

W trakcie remontu (o tym zaraz) udalo sie nam dorobic kilka kontaktow. Nie zeby to byla taka wazne informacja, ale usmiecham sie troche na mysl, jaka byla nasza motywacja. “O, niech tu pan dorobi jeden na pewno. Bo to by sobie laptopa tu podlaczymy, albo (przede wszystkim) w grudniu taka lampke-gwiazde, zeby stala w oknie. Pan dorobi podwojny od razu ten kontakt... To I laptopa I te gwiazde se podlaczymy ”. Priorytety.

 Kto mnie zna, wie ze od lipca trzymam w piwnicy mase makowa.

I ja wiem, ze to wszystko nie jest wazne, ale trzymanie sie tradycji jakos mi pomaga mi trzymac pion J

 

Remonty.

 

Kto sie spodziewa spektakularnych zdjec PRZED i PO moze sie rozczarowac. Nadal mamy szmaragdowa lazienke i troche wymeczona przez czas wanne. No i okna skrzynkowe, ktorych nie da sie ‘tylko troche’ uchylic. Zadnych spektakularnych zmian wizerunkozych nie ma. Tak to jest z domami z lat 70tych, ze najpierw trzeba sie zajac struktura a potem upiekniac. Po ponad pol roku opoznienia weszla ekipa docieplic nam strych i skosy. Drogie to panie, a efektu nie widac, bo przeciez strych.

No ale liczymy, ze polskim gosciom bedzie cieplej, jak przyjada z wiosenno-jesianna wizyta. Albo ze nam bedzie chlodniej latem, gdy przyjdzie kolejna fala upalow. No i wraz z ‘nowym’strychem (i poodkurzanym przez malzonka) okazalo sie, ze mamy bardzo duzo gratow (szczegolnie ten najmlodszy jakos duzo nazbieral), ale jak milo bylo ten caly balagan wrzucic na gore i wreszcie cieszyc sie wzglednym porzadkiem. Az sie usmiechalam sama do siebie. Wykladzina jeszcze troche nam smierdzi mokrym psem (nie, nie mamy psa, ale pralismy w weekend wykladzine specjalnym odkurzaczem), ale wreszcie jest czytsta ‘po naszemu’. Przyjemne uczucie.

 

I tak o. Dzis sroda, wiec moj wolny dzien. Slonce nawet sprzyja i przyjemnie swiecilo w twarz, gdy wyszlismy z C. na spacer. Klasycznie, do chlebomatu, hipopotama w alei kasztanowej (stary konar drzewa, ktory w wyobrazeniu Kacperka jest hipopotamem) i do lasku. Szuralismy liscmi i zajrzelismy do groty Maryjnej, czy swieczki sie pala. Wszystko, co wazne.

I ten moment dumy. Casper mowi, ze chce pic. No to ja, wiadomo, ze synu, przeciez nie spakowalismy nic, nigdy nie chcesz… a ten sam nagle wyjmuje z torby przy swoim rowerze bidon. Sam zapakowal przed wyjsciem.  Moja krew! Moja krew! Przezorny jaki.

 

 

I na koniec z usmiechem. Słowniczek:

Vlees (mięso) + wędlina = vleeslina

Ei (jajko) + jajki = eiko

Over de trąba = na trąbę

 

-Czy ty jesteś nasz wnusio kochany?

- Neeeen, Kapelek *** ! !!

04 listopada 2020   Dodaj komentarz

Pierwszy tydzien szkoly. A wlasciwie drugi....

Pierwszy tydzien szkoly. A wlasciwie drugi.

 

Kilka dni przed rozpoczeciem roku szkolnego moglismy razem z Kacperkiem isc do przedszkola, zeby odswoic go z nowym miejscem. O adaptacji, takiej, jaka znaja rodzice w polskich przedszkolach, nie ma tutaj raczej mowy. Po prostu, zaczynasz rok skzolny i siup.

W czasie zapoznawczego popoludnia panie w maseczkach i w strojach policjantek (bo tematem przewodnim w tym roku szkolnym sa ‘Superbohaterowie’’) kierowaly ruchem i pilnowaly, zeby za wielu rodzicow nie wchodzilo do sali. Coronaproof, dzieci mogly najpierw na stoleczku zagladac przez okno do swojej przyszlej sali, a potem gdy zwalnialo sie miejsce w kolejce, wejsc do srodka. Ale dopiero po umyciu raczek w prawdziwej przedszkolnej lazience, gdzie mieli dozownik do mydla w zebry! Kacperek juz byl kupiony. Zobaczyl plastikowego slonika, ktory wydawal rozne dzwieki. W zabawkowej kuchni ‘piekla sie’ drewniana pizza. Juz gotowy zeby isc do przedszkola. I moze przez te ekscytacje, a moze i przez jakiegos wirusa, rozlozyl sie nam dwa dni pozniej. Ominelo go wiec pozegnanie z kolegami w zlobku i pierwszy oficjalny dzien w przedszkolu. To tylko tyle, chociaz bylo mi troche przykro. Chyba bardziej mi niz jemu.

 

 Szóstego wrzesnia byl wiec dla nas pierwszym dniem szkoly. Kacperek, w swojej bluzce w samoloty, pojechal z nami na (oczywiscie pchanym przez nas) rowerku do przedszkola. Nie bylo chwili zawahania, z za duzym plecakiem biegiem pognal do bramy, gdzie stala juz jego pani. Po 15stej odebralam go. Oczywiscie juz przebranego w zapasowe ubranie. I okrutnie zmeczonego, bo mimo obecnych lozeczek to w przedszkolu nie ma przeciez czasu na spanie.

I tak juz od ponad miesiaca odbieram go popoludniami (na zmiane z cala rodzina, ktora nam pomaga w naszych dyzurach). Nie musze juz chyba wspominac, ze najpierw plakal na moj widok, bo liczyl, ze kazdego dnia przyjdzie po niego Oma Mieke… (Weź spróbuj to wytłumaczyc nowej pani:  ‘Nie, nie, to normalne, ze moj syn placze. Po prostu woli swoja babcie ode mnie”).

Z racji, ze obok szkoly jest kawalek lasu, to regularnie odbieram Kacperka calego brudnego, w kurzu i piachu az po dziurki w nosie. A ze dzieci nie zmieniaja butow na kapcie, to mozecie sobie wyobrazic, jak wygladaja nowe buty po tygodniu. Szoruje je i pastuje co kilka dni, ale chyba tylko dla wlasnego spokoju sumienia, bo niewiele zostaje juz do odratowania z tych butów.

Pomijajac przykry incydent, kiedy Casper zostal bardzo  mocno podrapany przez rowiesniczke podczas klotni w piaskownicy, to mimo wszystko nadal chodzi do przedszkola z przyjemnoscia. Rano (jak zechce mu sie wstac ze mna) stoi na swoim taborecie I tlumaczy mi, co mam wlozyc do jego pudelka na lunch. Zazwyczaj chce ‘jabłk” (pisownia oryginalna) i koek . W Belgii nie ma raczej cieplych posilkow w placowkach szkolnych, wiec kazde dziecko przynosi swoje kanapki i owoce z domu. W naszej szkole sa cieple posilki (oczywiscie platne), ale ich zamawianie jest obecnie nieco ograniczone przez restrykcje w zwiazku z Covidem.

Po pierwszym okresie kiedy glownym elementem historii poprzedszkolnych byla zjezdzalnia i jongens  (chlopaki) widze pewna roznice. Casper troche sie wyciszyl. A gdy wychodzimy z przedszkolam slysze dziewczęce(!) glosiki  wolajace “papa Casper ’, “ halo Casper ” albo “Oh mamo, mamo, to jest nowy Casper z grupy motylkow!”. Tak, tak.  Podobno ma chlopak powodzenie w grupie Żabek!

Motylek. A raczej gąsieniczka, bo w najmlodszej grupie mieszaja poki co trzyletnie motylki i najmlodsze (2,5 letnie) gąsieniczki.

 

To moze tyle o tym malym gadule.

Co poza tym? Nadal pracujemy, co w obecnej sytuacji jest jednak powodem do optymizmu, nawet jesli rano ciezko nam sie wstaje do pracy. Podczas pierwszego lock downu wiosna udalo nam sie wzglednie uporzadkowac dom i poustawiac pudla na swoich miejscach (nie mamy jeszcze szaf). Teraz jednak na nowo wszystko poprzestawiane, bo weszla ekipa docpelajaca strych (i skosy), wiec znow byl taniec z kartonami i balagan. Okazalo sie, ze struktura dachu nie pozwala na zrobienie garderoby (troche szkoda), ale troche dziur w scianach zrobili, wiec tez szkoda je murowac na nowo. Jakies tam wiec schowki beda. No i docieplenie. Dla kogos wychowanego w warszawskim bloku, gdzie spoldzielnia dbala o 25 stopni ciepla zimą, poranne wstawanie w duzym zimnym belgijskim domu jednak bylo spora zmiana. Się zachcialo luksusów.

Tak wiec odliczamy po cichu do konca remontu, zeby powrzucac balagan na strych i pomyslec o kupnie szaf. Taki kolejny projekt, zeby zagluszyc inne mysli. No bo nie oszukujmy sie. Troche strach. I o ile w marcu odliczanie do lata wydawalo sie realne, teraz czujemy, ze przed nami jeszcze dluga zima, ktora jakas bezpiecznie chcemy przezyc. I latem móc sie bardzo mocno przytulic do niektórych.

 

I to narazie na tyle.

P.S. Czy wiecie, ze w padzierniku stuknelo nam z Frytkiem 10 lat razem? Jeszcze troche i dadza mi pokojowa nagrode Nobla ;-)

 

 

 

 

 

 

 

 

  

15 października 2020   Dodaj komentarz

Kapelka

Mysle, ze na tym etapie nie ma sensu spisywac juz pojedynczych slowek ze slownika Kacperka. Glownie ze wzgledu na to, ze jego zasob slow eksplodowal w ostatnim czasie. Po gadatliwych rodzicach, to trudno sie dziwic.

Porownuje sobie w pamieci malego Kluseczka, z ktorym zima wracalam ze zlobka do domu i, z ktorym usilowalam podtrzymywac rozmowe w aucie (a raczej zajac czyms, zeby nie plakal). Po dwoch miesiacach kwarantanny bez zlobka, gdy wznowilismy zycie zlobkowo-zawodowe i nasze wspolne powroty do domu, uswiadomilam sobie, jakie postepy zrobil w tym czasie, bo nagle mialam ze soba bardzo rozgadanego pasazera, ktory opowiadal o klockach, kolegach, zwierzatkach i owocach, ktore zjadl.

 

Nie tak dawno temu zaczal nazywac sie Caspi zamiast Baby, co bylo juz duzym sukcesem. Po wakacjach w Polsce zrobil jeszcze wiekszy postep zaczynajac od czasu do czasu nazywac siebie Kapelka. Tak, nie Kapelek ale Kapelka. Skad sie dziwic, skoro ciagle slyszal uwazaj NA Kacperka, to jest DLA Kacperka, idz DO Kacperka. Zostalo wiec Kapelka. Trudno sie dziwic, bo skoro tylko ja w domu mowie po polsku, to i Casper powtarza po mnie wszystko w zenskich formach: Caspi sucha, Caspi mokra, Kapelka duza.

 

Co poza tym? Urwiskuje, skacze, slabo sie slucha, ale to nadal nasz przytulak. Milo obserwowac, jak dziecko uczy sie wszystkiego od poczatku, na tym etapie tez empatii. Gdy kilka tygodni temu szarpnelam sie nieco za mocno na reke i tylko syknelam z bolu, to Casper wzial bez namyslu moja dlon, powiedzial buzi i pocalowal. Pomoglo od razu i jakos mi sie tak cieplo zrobilo.

 

No i zaczelismy rok skzolny, w lokalnym przedszkolu! Ale o tym moze innym razem, bo w srody szkoly i przedszkola otwarte sa do 12:15. Dlatego powoli sie zbieram. I tylko jeszcze kilka dialogow, spisanych w miedzyczasie:

 

-          A: Kochanie poczekaj, tylko okno zasłonię

-          C: Nie oko słonia! Nie oko słonia! (Płacz)

 

 ***

 

Jedziemy samochodem, w tle, jak zwykle, leca jakies polskie piosenki dla przedszkolakow. Nagle slysze, jak maly glosik na tylnim siedzeniu wola:

- Mama, do sklepy! Kupa

Zdebialam. Ale powtarza to samo, tym razem (troche) spiewajac. I juz zrozumialam, ze chodzi o piosenke:

Jedziemy na zakupy do sklepu z zabawkami, do sklepu nasza mama idzie razem z nami… trala la (i tak w kolko).

 

***

- Ondersteboven!

- Tak synku, do gory nogami!

- Ja! Onderste nogami!

 

***

Aaahhhh, czy napisalam, ze Casper zaczal nazywac mnie Mamus ?:) 

-     

16 września 2020   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 ... 10 11 >
Oj_anka | Blogi