• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

z bliska i daleka

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2023
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Sierpień 2021
  • Czerwiec 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019
  • Kwiecień 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018

Najnowsze wpisy, strona 5

< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 10 11 >

Dziennik podrozy. Wielkanoc, tymczasowa praca...

Gdybym kilkaset lat temu, na jakims powaznym statku odpowiedzialna byla za dziennik podrozy, to pewnie historycy, ktorzy pozniej analizowaliby moja wyprawe nie byliby szczegolnie usatysfakcjonowani  kilkutygodniowymi lukami w zdawanych relacjach. Niewiadomo, czy to jakis sztorm, czy szkorbut, a moze po prostu taki ubaw, ze nie ma czasu pisac.

Nie przesadzalabym ze sztormem , a juz na pewno nie ze szkorbutem. Jakos nas na szczescie to omija, ale ostatnie tygodnie okazaly sie dosyc intensywne i prawde mowiac, wolalam wieczorem usiasc na macie z Malym Kluseczkiem na moich kolanach niz otwierac laptopa (ktory i tak ze wzgledu na swoj sluszny wiek potrzebuje duzo czasu, zeby dojsc ze soba do ladu). Nasz maly chlopczyk robi sie coraz wiekszy. Widze to nie tylko po jego butach, ktore wystarczaja mu na miesiac, ale i po przyroscie umiejetnosci. Chod pingwinka zamienia sie w skoordynowane kroki (albo nawet trucht). Wedlinka z kanapek zaczela bardziej smakowac niz suchy chleb (ale nadal wszystkie skladniki nalezy jesc osobno). No i nasza komunikacja przebiega coraz lepiej. Chociaz z ust Kacperka wychodzi nadal glownie ‘Titatitatia’ (a od weekendu tez ‘oo neee, o njeeee’) to komunikacja niewerbalna idzie nam calkiem niezle. Mam tu na mysli pokazywanie paluszkiem (np. na szafe z chrupkami), przynoszenie pilota do telewizora (wciskaj te swiecace guziczki, mamo!). Tylko spanie jakos coraz gorzej i znow cofnelismy sie do okresu bez przespanych nocy. Moze to trzonowce? Tak, najlepsza metoda jest zrzucanie wszelkiej winy na zęby.  

 

W ostatnich tygodniach sporo mojej energii pochanialy liczne rozmowy kwalifikacyjne (najgorsze te telefoniczne), pisanie listow, poprawianie CV i zbieranie sily, zeby za kazdym razem z usmiechem przekonywac rozmowce, ze ma przed soba (lub na linii) super kandydatke. Moge niby zartowac na ten temat, chociaz wcale do smiechu mi nie bylo. W pewnym momencie czlowiek zna siebie na tyle, ze wie, co potrafi, co lubi a czego niekoniecznie (np. cyfr). I chociaz sama wiem, ze znalezienie pracy to czesto kwestia bycia we wlasciwym miejscu o wlascwym czasie a niekoniecznie wlasciwych kompetencji, to jednak seria odmownych wiadomosci w pewnym momencie nie dziala juz motywacyjnie. Ale, jak to u nas, w pewnym momencie czujesz, ze wiatr sie zmienia. We wtorek zbilam przez przypadek szklanke stojaca w lazience i pomyslalam, ze dobrze byc zabobonnym, bo wiem, ze tym razem to na szczescie. I troche sie zgadza, bo i kilka dni pozniej praca sie znalazla. Czasowa, na tygodniowych kontraktach, ale praca, nawet w zawodzie. Moze to nie tak zle, zeby po tej dlugiej przerwie powoli wrocic na rynek pracy. Od nadchodzacego poniedzialku skoncza sie wiec dlugie poranki-przytulanki. No nic, bedzie trzeba sie po prostu szybciej a mocniej przytulac.

 

Kolejny temat tylko napoczne, a napisze wiecej, gdy bedzie mozna mowic o konkretach, ale cegla w zoladku Frytka uaktywnila sie jeszcze bardziej. Stali czytelnicy (cala trojka ;-) ) moze jeszcze pamietaja przyslowie o belgijskiej „cesze narodowej”, jaka jest cegla w zoladku. Poszukiwania, rozwazania kosztuja nas tez zaskakujaco duzo energii. Choc nie zmienia to faktu, ze dobrze nam tu, gdzie jestesmy. „Małą łyżką”, jak mawia nasz Tatuś.

 

A inne sprawozdania? Wielkanoc minela prawie niepostrzezenie. Chociaz nie, takiej upalnej Wielkanocy nie pamietam od dawna, wiec jednak bylo specjalnie.

 Sam post, tradycyjnie juz, nam sie nie udal. Udalo nam sie jednak w Wielki Piatek wybrac do katedry (jak co roku stwierdzilam, ze moglam wziac cieplejszy sweter). W Wielka Sobote zdazylismy tez z koszyczkiem do jednej z dwoch polskich parafii. Tylko „swieta kajzerka” nie dotrwala do niedzieli. No bo jak wytlumaczyc dziecku, ze ta buleczka to ma sobie tak po prostu niezjedzona lezec.

W niedziele swietowalismy natomiast juz u tesciow (dla odmiany nie u nas). Wiadomo, ze w ich ogrodku latwiej szukac czekoladowych jajek (ktore zrzucane sa przez skrzydlate dzwony przylatujace z Rzymu, a nie, jak wielu mysli, przez Zajaca!). Wszyscy pomagali, nawet pies Jack. I prawde mowiac, chyba dorosli mieli wiecej frajdy niz glowny szukajacy, ktory konsekwentnie wyjmowal jajka z koszyczka, zeby je polozyc z powrotem pod krzaczkami. Bylo wiec cieplo, spokojnie, rodzinnie i bardzo slodko, gdy jajka zagryzalismy lepkim mazurkiem. Czyli tak, jak ma byc.

01 maja 2019   Dodaj komentarz

Ferie Wielkanocne

Gdy dwa tygodnie temu odbieralam Kacperka ze zlobka, to zamiast przypelznac, ten po prostu przydreptal do mnie z drugiego konca sali (zupelnie bez trzymanki). Tak jakby, po prostu, w to jedno poniedzialkowe popoludnie zapomnial, ze sie boi i ruszyl. I jak sie wszyscy domyslacie, jest teraz nie do zatrzymania. Biega z jednego konca mieszkania do drugiego, opanowal technike wchodzenia na tapczan i stolik do kawy (to akurat jest niewskazane). U dziadkow odkryl fascynacje ogrodkiem i gdy tylko moze staje przy drzwiach tarasowych i razem z psem Jackiem czeka az ich wypuszcza, zeby mogli pobiegac po trawie.

 

W tym tygodniu nasz zlobek jest zamkniety z racji ferii Wielkanocnych. Gdy zaczynam liczyc, ile wolnego maja tutejsze dzieci (dwa miesiace wakacji, tydzien ferii jesiennych, tydzien na Boze Narodzenie, tydzien ferii zimowych zwanych ‘krokusowymi’, dwa tygodnie ferii Wielkanocnych) to oblewa mnie zimny pot, bo o ile teraz zlobek pracuje wzglednie przez caly rok, to przedszkola i szkoly sa zamkniete. Ale co ja sie bede martwic na przyszlosc. Obecnie jestem jeszcze przeciez i tak caly czas bezrobotna.

 

Postanowilam wiec wykorzystac wolny czas i nawet zapisalam sie na kilka sesji doradztwa zawodowego, zeby moze dowiedziec sie czegos nowego o sobie. Prawda mowiac duzo sie bardzo nowego nie dowiedzialam, ale zmotwowalo mnie to do poszerzenia pola poszukiwan i wiary, ze powinnam isc za glosem serca i troche mniej skupic sie na ‘kadrowaniu’, a moze postawic bardziej na praktyczna prace z ludzmi. W miedzyczasie rzeczywitosc pokazuje, ze glos serca sprawdza sie glownie u Mickeiwicza i w ladnych reklamach, wiec po prostu powoli wysylam CV gdzie-sie-da. Choc po powrocie do pracy bede pewnie tesknic za tymi naszymi dlugimi dniami z Kacperkiem a przede wsystkim leniwymi porankami (bo przeciez reguralnie jestesmy w zlobku dopiero o 10tej, czyli na na styk).

 

I tak sobie mysle czasem, ze cale zycie czlowiek czeka na cos. Najpierw czeka sie caly rok na Mikolaja i prezenty pod choinka, potem na pierwszy dzien w szkole. Potem uczy sie ladnych pare lat, zeby isc dalej, pojsc do dobrej pracy, osiasc gdzies, wyjechac na wymarzone wakacje, urzadzic (za drogie) wesele, doczekac sie dzieci. I ja, pierwszy raz w zyciu, mam poczucie, ze nie zajmuje sie juz czekaniem i, ze teraz jest wlasnie ten czas, na ktory tak dlugo sie czekalo. (Powinnam chyba w tle puscic ‘Time of my life’ do wprowadzenia czytelnikow w odpowiedni nastroj). Zabrzmi to teraz, jak slaby cytat z ksiazek P.Coelho, ale ostatnio, jakos faktycznie doceniam kazdy dzien. 

Co nie zmienia faktu, ze moze jednak powoli warto wrocic na rynek pracy, wyjsc do ludzi, zeby nie odzwyczaic sie zupelnie. Ale co ja bede planowac. Dobrze wiemy, ze to nie jest nasza mocna strona.

Buziaki

09 kwietnia 2019   Dodaj komentarz

Pourodzinowo

Od urodzin Kluseczka minal juz prawie miesiac, a ja pomiedzy praniem malych skarpetek i wysylaniem CV, jeszcze nie znalazlam czasu ani nastroju do napisania kilku slow streszczenia. Dzis jest dobry dzien na pisanie. Na zewnatrz belgijska wiosna, wieje wiatr, grad smaga po twarzy. No i mozna usiasc w fotelu, bo Casper wreszcie poszedl do zlobka (co nie jest takie oczywiste z jego odpornoscia).

 

Dodam, ze do zlobka poszedl juz maly chlopiec, z Prawdziwa Fryzura dla malych chlopcow, bo w sobote u zaprzyjaznionej pani fryzjerki zostaly sciete pierwsze ‘dzisiusiowe’ wlosy. Nie musze dodawac, ze Kluseczek zachowywal sie wzorowo. Bo i po co sie buntowac, jak ladna blondynka drapie go grzebieniem po glowie i dmucha suszarka. Pelnia szczescia.

 

Ale mialo byc o urodzinach. Swietowalismy troche wczesniej przed oficjalna data. Nie jest to tak zupelnie zgodne z moim (wyniesionym z domu) zabobonnym wychowaniem / przekonaniem (niepotrzebne skreslic), ze jak to wczesniej swietowac niz przed faktyczna data, itd, itp. Jednak z racji szlachetnego zawodu (i weekendowych dyzurow) belgijskiej babci (zwanej inaczej Oma) nie bylo jednak tak latwo znalezc odpowiednia date. Alternatywa byl koniec marca, ale na argument, ze 'Casper przeciez i tak nie rozumie, kiedy ma urodziny', wlos jezyl mi sie na rekach. Urodziny sa kiedy sa, nikt mojego Kluseczka nie bedzie tutaj oszukiwal, ze ma urodziny miesiac pozniej. 

 

Powiem Wam, ze nie jest latwo zyc z takim przywiazaniem do tradycji i dziwnych zwyczajow. Mnie samej nie jest latwo, wiec szacun dla tesciow, ze oni sie nie buntuja. Albo i moze buntuja sie, ale niewidocznie i po cichu.

 

No ale, tyle o samej dacie. Jak pisalam wczesniej, tuz przed urodzinami, podczas przypadkowej wizyty lekarskiej, okazalo sie, ze Jubilat znow ma zapalenie ucha. Ucho, jak ucho, ale to, co dzialo sie z jego brzuszkiem po antybiotyku (a zaczelo sie oczywiscie o 4tej rano w dniu imprezy), przyprawialo mnie o zimne poty (wlasciwie tak bylo tez caly kolejny tydzien). Ostatecznie, mimo watpliwosci, nie odwolalismy imprezy. Nie zeby to mial byc jakis kinderbal z zamowionym clownem i alpaka. Mialo byc skromnie i spokojnie. Kilka cioc i wujkow, ciocie-babcie.

Oma przybyla na szczescie z odsiecza okolo poludnia i wziela Kluseczka na spacer. I ten zwierz imprezowy, wrociwszy ze spaceru nagle ozdrowial. Zadowolony, wystrojony na galowo (stroj z chrzcin dopiero teraz okazal sie dobry, czytaj: nie za ciasny na brzuchu) zapomnial, ze bolal go brzuszek. No bo przeciez nagle zobaczyl gosci i to wszystkich znajomych. Goscie cos spiewali, krzyczeli 'hip hip hurra' (nawet polscy Dziadkowie podczas telekonferencji) i cala uwaga skupiala sie na nim. No to co mialo mu sie nie podobac. Party animal.

 

 

Mimo prosby, zeby nie szalec z preznetami i przekazac lepiej drobna kwote na jakis szczytny cel, wyposazenie naszego mieszkania stalo sie bogatsze o konia bujanego, wielki plastikowy samochod, drewniana krowe na kolkach i kilka innych skarbow. (Czesc zostala schowana, bo okazalo sie kilka dni pozniej, ze Casper w zlym humorze potrafi rzucic nowym drewnianym domkiem, zeby zwrocic na siebie uwage. Ciezkim drewnianym domkiem).

 

Wracjac do urodzin. To bylo naprawde przyjemne popoludnie. Nie spodziewalam sie, ze tak powiedziec o imprezie urodzinowej, ale naprawde tak bylo. Spokojnie, rodzinnie, radosnie. Nawet chyba bylo smacznie, choc ciasta to zamowilam (a moich muffinkow nie ruszyl nikt). Zastnawialam sie potem, jaka ze mnie Polka, jesli nie serwuje gosciom salatki warzwnej, panierowanych udek kurczaka i talerza wedlin. Taka jakas juz "zBelżona" coraz bardziej.

 

Z drugiej jednak strony, ciesze sie, ze urodziny sa tylko raz do roku. Akurat, w sam raz, wystarczy.

 

No i przeciez jeszcze swietuje sie w zlobku. A jak ma sie bardzo fajnych rodzicow, to pozwalaja ci pojsc do zlobka przebranym za dinozaura! To sa dopiero rodzice.

 

Zapytalam potem pania opiekunke, czy inne dzieci jakos specjalnie zareagowaly na taki outfit. Ale nie, zobaczyly, powiedzialy, ze ‘dino’ i tyle. I to mnie zawsze zachwyca w dzieciach. Ze biega miedzy nimi jeden przebrany za dinozaura, ale to jest dla nich zupelnie normalne. Chce byc dinozaurem? Spoko!

 

Czyli jednak rodzimy sie otwarci na swiat zanim kurcza nam sie horyzonty.

 

I sa ta mila mysla, zegnam sie na dzis z Wami. Ide dalej prac male skarpetki.

 

PS.

Ah, no i tez ta droga -  Pieknie dziekujemy za urodzinowe paczki!

Swoja droga, jakie to czasy. Kiedys przeciez paczki przychodzily z zachodu a nie na odwrot :D

25 marca 2019   Dodaj komentarz

Cegla w zoladku

Sa takie dni, za ktorymi sie teskni bedac czlowiekiem pracy. Jako, ze ja do tego gatunku (jeszcze) nie naleze, moglam sobie dzis pozwolic na ‘dzien meduzy’. Nie wiem, czy to sluszne okreslenie, ale czulam po prostu, ze rozplywam sie w fotelu, jak galareta i ze nie moge z niego wstac. I tak spedzilam pol dnia. Dobrze, ze dopadly mnie wyrzuty sumienia, to chociaz zmusilam sie zeby wstac i ugotowac jakis kaloryczny obiad (bo przeciez post nam znow nie wyszedl), poodkurzac i odgruzowac kuchnie.

 

Troche pewnie odbija sie mi to poranne wstawanie. Nie jest zle (tfu tfu), bo zegar biologiczny Malego Czlowieka powoli przestawia sie z pobudek o 4.30 na pobudki o 5.30. Mimo wszystko, czuje to w kosciach. Albo to niedobor witaminy D (nawet zatwierdzony oficjalnie przez lekarza domowego) ? Dlaczego mnie to nie dziwi, w tym kraju bez slonca...

 

Poza pisaniem CV i listow motywacyjnych (bo juz czas wracac powoli na rynek pracy) to obok poszukiwania pracy, dosyc sporo energii pochlania nam poszukiwanie domu.

Ja wiem, co sobie teraz myslicie. Ze mieszkanie, to po co dom, ze sie powodzi pewnie i zaraz bedziemy tu wkrecac zlote klamki... No tak prawie, ale nie do konca.

 

Belgijski rynek nieruchomosci i w ogole belgijskie podejscie do kupna doma to temat rzeka. Moge tu wyjasniac, ale po prostu trzeba przyjechac, popatrzec, podrapac sie w glowe i (sprobowac) zrozumiec.

 

Belgowie MUSZA miec dom. Mowia sami, ze rodza sie z cegla w zoladku. I cos w tym jest. Trzeba kupic dom. Niech bedzie waski jak tramwaj, z ogrodkiem jeszcze wezszym i dlugim na cale 1.5 metra, ale to w koncu dom z ogrodkiem! Bez ocieplenia, ze starymi oknami, ale przynajmniej bedzie co remontowac kolejne decenia. A bo przeciez moze rzad znow wymysli kolejne premie za zburzanie starych budynkow, albo docieplanie dachow - to bedzie akurat jak znalazl! Niech nikogo nie dziwi wiec fakt, ze teraz juz mowa o planach na calkowity ‘Betonstop’ w 2040.

Gdzie z reszta miejsce, zeby jeszcze cokolwiek wcisnac?

 

Druga sprawa jest fakt, ze Belgowie nie umieja mieszkac w bloku. Nie, zeby Polakom to zawsze wychodzilo, ale uwierzcie mi, Belg nie jest stworzony do dzielenia swojej przestrzeni zyciowej z innymi. Mysle sobie o tym, gdy nasza sasiadka z parteru wysyla nam kolejnego smsa pelnego frustracji, ze a to jej przeszkadza, ze chodzimy do piwnicy przed 8.30 rano albo, ze ona rozumie, ale jednak, ze nie, ze dziecko placze nam rano i, ze ona zarywa noce. Biedna. Zebym wiedziala, ze nie spi tak rano, to bym ja zaprosila do nas czy cos. To ta sama sasiadka, ktora mieszkajac sama na ponad 70 metrach kwadratowych musiala wystawic swoja szafke na buty na korytarz, bo nie miala miejsca. (Ona buty, to my wozek, sru!) Nie potrafie tego wiec wytlumaczyc nam/Wam Polakom, mieszkajacym calymi rodzinami na 65 metrach. No nie potrafie.

Faktem jest, ze tutejsze mieszkania nie sa funkcjonalne. Nikt nie zaklada(l) mianowicie, ze w mieszkaniu mieszka sie z dziecmi. Schody w blo(cz)kach sa waskie na tyle, ze nie da sie wniesc bezpiecznie wozka. Rozklad pomieszczen tez czesto zostawia wiele do zyczenia (tutaj slysze glos rodzicow, ktorzy nie rozumieja, ze do jedynej mikrolazienki w naszym mieszkaniu wchodzi sie przez nasza sypialnie, a nie z korytarza). Wspolnych podworek (takich, zeby wyjsc z wozkiem, posiedziec, popatrzec na bawiace sie potomstwo) nie ma. No bo przeciez nikt z dzieckiem nie bedzie mieszkac w bloku. Kazdy sobie kupi dom, ewentualnie dom-tramwaj i bedzie mial swoj kawalek ogrodka odgrodzony betoowymi plytami od sasiadow. No moze przesadzam, jaaakies place zabaw sa. Ale albo sa oblegane w weekendy, albo swieca puskami, bo ile sie te matki nachodza z dziecmi na spacery z 15 tygodniami macierzynskiego. (Czyli w sumie logika jakas jest, podworek budowac nie trzeba).

Juz nie wspomne o udogodnieniach w wiekszych blokach. Winda czasem jest, ale sredniej wielkosci wozek wejdzie do niej tylko lekko przechylony (albo zlozony). No bo przeciez winda jest po to, by robic wrazenie na gosciach, a nie zeby wozily sie nimy matki z dziecmi czy osoby niepelnosprawne. Kwintesencja sa dla mnie bloki z winda (nawet juz taka wieksza, przystosowana do potrzeb i mam i osob na wozkach), do ktorych prowadza (ta-dam!) schody. I najlepiej jeszcze (bardzo) ciezkie drzwi przeciwpozarowe. Nic nie zmyslam, tylko spiuje doswiadczenia (np. z naszego poprzedniego mieszkania). Bo przeciez, zeby docenic kilka sekund przejazdu winda, najpierw warto sie zmeczyc.

 

No i kwestia smieci (odbieranych raz w tygodniu!). Bo smietnikow nie ma (choc powoli sie to zmienia – ostatnio widzialam  w sasiedniej dzielnicy smietnik, ktory sie otwieralo karta z chipem, ale o tym innym razem). Ale do sedna. Wyobrazacie sobie zapach (z pieluchami czy bez) w mieszkaniu bez balkonu, na ktorym mozna trzymac swoj smietnik?  Taki high life.

 

To tak tytulem (dlugiego) wstepu. Szukamy wiec domu. Jak tysiace innych mlodych par, ktore rzucaja sie na wszystko, bo przeciez kredyty sa za pol darmo. No i jak spojrzysz na mape, to nagle sie okazuje, ze w Antwerpii wszedzie lezy jakas autostrada. Zostaja wiec jakies 3 sensowne dzielnice, gdzie autostrady nie ma i gdzie mieszkancy sie zrobili w miedzyczasie madrzy i wyceniaja swoje domy (jak juz sa jakies cztery egzemplarze na rynku -  nie przesadzam) na jakies bajonskie sumy. I tak sie poluje. Juz pomine kwestie dojazdow, korkow i braku komunikacji miejskiem, bo pisze te notke wieczorem i zaraz znow sie nakrece i nie bede mogla spac.

 

I potem przychodza ursynowskie wspomnienia geniuszu budownictwa. Ze sie dalo. Pawlacze, skrytki, smietniki, trzepaki, podworka. Ot, cudze chwalicie, swego nie znacie!

 

12 marca 2019   Dodaj komentarz

28.02.2019 1!

Zacznijmy od pogody. Koncowka lutego, a gdy wygladam za okno, blekitne niebo, pelne slonce i belgijskie dzieci biegajace po boisku w bluzkach z krotkim rekawem. Moze troche przesadzaja, ale gdzies tam moge je zrozumiec. Temperatury siegaly ostatanie dni 19 stopni. Nie chce sie wierzyc, ze rok temu byl chyba najzimniejszy tydzien 2018 roku. Moje dlonie i stopy byly juz mocno opuchniete przez czychajace zatrucie ciazowe i mimo ze ciezko szlo mi juz chodzenie, to jednak z przyjemnoscia wychodzilam na spacer wokol budynku, zeby na chwile moc poczuc ulge (i ponowne krazenie w konczynach).

 

To byly dla mnie dziwne dni, bo moglam jeszcze na kilka nocy wrocic ze szpitala do domu. Pewnie, zeby sie wyspac wygodnie we wlasnym lozku przed zaplanowanym juz porodem. Ale to oczekiwanie na niewiadoma wcale nie pomagalo i spanie nie szlo mi juz wowczas wcale.

 

Rok pozniej siedzimy w domu. Juz we dwoje. Maly Kluseczek (chociaz juz coraz mniej kluseczkowaty) z kolejnym zapaleniem ucha i niesfornym brzuszkiem szalejacym po antybiotyku (zeby nie nazwac tego po imieniu.... Ale ze licze sie z faktem, ze Casper kiedys tego bloga przeczyta, oszczedze wiec i jemu i Wam wiele pampersowych historii).

 

Juz nie dzidzius, a maly chlopczyk. Potrafi pokazac palcem, co chce (zazwyczaj wskazuje na suchy chleb), chowa sie pod kocem udajac, ze bawi sie w Akuku, a w poprzednia srode wykonal maly krok dla czlowieka, lecz wielki dla ludzkosci  Mamy i przeszedl sie trzy kroki od fotela do Mamusi.  (I narazie na tym poprzestal dluzsze spacery).

 

Ale chyba najbardziej fascyuje mnie w ostatnim czasie fakt, ze Casper ma swoj wlasny niepowtarzalny charakter. Smiem nawet stwierdzic, ze ma niezle poczucie humoru (chociaz smiesza go zawsze te same zarty). Ten jego (wciaz) siedmiozebny usmiech cieszy mnie kazdego dnia coraz bardziej. I moze koniec z tym lukrem, ale przyznam, ze troche mi sie tego lukru ulac musialo, bo ostatnie dni wypelnia mnie jakis ogrom sentymentow i nawet nie ma komu o tym wszystkim opowiedziec (bo ja i tak sie w tym wszystkim powtarzam).

Wszystkiego Najlepszego, sloneczko!

 

06 marca 2019   Dodaj komentarz
< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 10 11 >
Oj_anka | Blogi