Wpis 2018-11-14, 21:25
Tyle razy juz chce usiasc do pisania, ale zazwyczaj moje zamiary przegrywaja z rzeczywistoscia czyli np. z wieczorna walka o kabel prysznicowy, albo z godzina ekstra przytulanek. Nie wystarcza czasem sil na ugotowanie zupy, to gdzie tu blog jeszcze. Ale dzis pisze na szybko z komorki. Juz w lozku.
Idzie trzeci zabek. Jakby nie mogly isc parami, a nie pojedynczo. Eh. Wiec wiadomo, ekstra przytulanie sie przydaje.
Ale sa tez te urocze momenty, bo poza zabkami, to Casper zmienia sie codziennie. Juz sam chce trzymac butelke. Zaczyna zauwazac wiecej szczegolow w otaczajacej go rzeczywistosci - cieszy sie na widok pingwina na mojej pizamie, choc pingwin jest tam przeciez nie od dzis.
No i zlobek. Od momentu wejscia do zlobka Casper zamienia sie w wegorza. Wije sie i wyrywa byle tylko postawic go obok dzieci. Nie obejrzy sie nawet na mame. Wczesnie sie zaczyna - Koledzy wazniejsi.
I nawet przezyl pierwsza noc poza domem, a dokladniej, u dziadkow. A raczej mamusia przezyla...
Choc, bedac w ciazy, tyle razy w myslach zaklinalam sie, ze nie bede podrzucac dziecka dziadkom, ze bede samodzielna, ze bede dobrze zorganizowana, ze bede ... .
(Nowa) praca na pelen etat, Frytek wracajacy do domu po nocy (i pracujacy w domu po nocy), pierwsze zabki, brak snu. Czyli po prostu nowa rzeczywistosc. Nie napisze, ze mnie przerosla, bo to byloby moze przesadzone, ale nie ma co slodzic, bo kilka kryzysow mniejszych i wiekszych za nami. Mimo, ze wiem, ze to tylko kolejne faza (troche trudniejsza) i mimo, ze mozemy Bogu dziekowac za Kacperka (jest za co!), to bywaja momenty, kiedy i mi konczy sie cierpliwosc. I chociaz sama nie chce sie do tego przyznawac i chociaz nie lubie i nie potrafie prosic o pomoc, to dalam sie przekonac tesciowej, by oddac im Kacperka na jedna noc. Tak akurat wyszlo, bo Frytek byl w poprzedni weekend na wyjezdzie sluzbowym, wiec piatek wieczor mial byc dla mnie. Myslalam, ze padne tego wieczoru od razu spac, ale jednak krecilam sie do pozna po pustym mieszkaniu. No i odruchowo budzilam sie w nocy, ale tym razem bylo wyjatkowo cicho.
Nastepnego dnia odebralam jednak zadowolone, nakarmione i (wzglednie) wyspane dziecko. Wszysyc przezyli. Czyli sie dalo.
Moze czasem trzeba dac sobie pomoc? Tego tez sie jeszcze musze nauczyc. I odpoczywac :)
Dodaj komentarz