A tutaj zazraz zaczna znow kwitnac magnolie...
Pierwsze drzewa zaczynaja znow kwitnac. No i magnolie. To uswiadomilo mi, ze od ostatniego wpisu na blogu minal prawie rok.
Troche to 'grzech', ze nie napisalam w 2022 wiecej, bo to byl naprawde dobry, choc intensywny, rok.
Rok z ciepla Wielkanoca, kiedy to po kilku latach przerwy znow udalismy sie (z koszyczkiem) do polskiego kosciola Kapucynow na Ossenmarkt.
I przypomina mi sie scena w aucie, gdy mowimy Kacperkowi, ze mamy dla niego niespodzianke po kosciele.
- 'Czy to niespodzianka do jedzenia?'
- 'Nie.. ale idziemy potem, po swiecace, do ZOO!!!
- 'Ee, wolalbym pizze.'
Czy musze dodac, ze wracajac z Zoo nawet kupilismy pizze.
Jak sie domyslacie, nie zjadl.
To byla fajna Wielkanoc.
Pieklismy mazurki z czterema (!) juz kurczaczkami z suszonych morelek. I gasieniczke z chalki. Dlatego Casper pytany, co jest w swiecace odpowiada: 'GasienKa'.
W sloneczna Wielkanocna niedziele zbieralismy razem czekoladowe jajka w ogrodku. I fanie bylo po tych covidowych miesiacach znow siedziec razem, w duzym gronie, przy wspolnym stole.
Covid w koncu nie ominal i nas w 2022. Frytek rozchorowal sie w przeddzien naszego urlopu, bo kiedy indziej. Ostatecznie nie przeszkodzilo to nam wybrac sie do Polski na wakacje. Wakacje, ktorego motywem przewodnim bylo dla Kacperka 'jedziemy na polska plaze'. Jechal caly czas. Nawet bedac u babci i Dziadka na Mazurach to udawal w swoim namiocie, ze jedzie na polska plaze. Czasami nawet zabieral ze soba pasazerow. Szczegolnie Dziadka. Tak, bardzo dlugo jechali na polska plaze. Az w koncu nawet na te plaze dojechal. Najpierw bylo rozczarowanie, bo pierwszego wieczoru woda w morzu okazala sie zimna i mokra. Kwadrans pozniej rozczarowanie bylo jeszcze wieksze, bo mama kazala mu z tej wody jednak wychodzic i wtedy tez byo jeszcze gorzej.
Byly i inne atrakcje poza pieknym Lubiatowem, gdzie nawet udalo nam sie trafic na dzien slonecznej pogody. Jasminka byla zachwycona plaza. Gdy tylko mogla probowala zjadac piasek.
Ale udalo nam sie tez troche wycieczek krajoznawczych zrobic. Do Leborka. I do Slupska, gdzie moglismy pojsc 'z wizyta' do Babci Marysi. Casper poznal tez inny 'wielki swiat'. I nie znam nikogo, kto tak zachwycalby sie 'tym pieknym hotelem z winda' najtanszym hotelem w Magdeburku. Bo przeciez byla wykladzina w gwiazdki. I mozna bylo sobie wybrac sniadanie!
Dobrze bylo latem znow wszystkich zobaczyc. Ale fajnie bylo nam tez pobyc razem we czworke.
Po wakacjach, w sieprniu, wrocilam do pracy. To znaczy nowej pracy. Oddawanie dzieci do zlobka nigdy nie bylo moja mocna strona, ale z perspektywy czasu mysle, ze moze nie bylo to takie najgorze rozwiazanie. Jasminka nadal jest najchetniej wiecznie przyklejona do mamusi, ale w zlobku pododno nawet troche sie tam rzadzi. Potrzebne sa temu swiatu silne kobiety.
I ta moja 'silna kobieta' skonczyla roczek.
Rok. Nie wiem, kiedy to minelo. Swietowalismy w pazdzerniku jeszcze w ogrodku u tesciow, w promieniach ostatniego cieplego jesiennego slonca.
Rok. Mojej Chichrajki, Pchly Szachrajki. Przylepki. Duvelkonijntje. Knuffelmie.
Silna, uparta, asertywna, zaradna. Zapatrzona w starszego brata. I tak wlasciwie dopiero ostatnio, gdy spedzilysmy (znow) tydzien w szpitalu (przez zlowieszcze wirusy) to mialam wrazenie, ze znalazlam czas, zeby po prostu moc sie na nia napatrzec. Na dziewczynke z oczami glebokimi, jak Wszechswiat.
Miesiac przed urodzinami udalo nam sie Jasminke ochrzcic. Casper najlepiej podsumowal ten weekend. 'No jak byli WSZYSCY i musialem wymiotowac'.
Tak. Grypa zoladkowa podczas uroczystosci rodzinnych (z cala rodzina), to absolutnie nie jest scenariusz do powtorki.
Co nie zmeinia faktu, ze jestem wdzieczna wszystkim, ktorzy byli, bo poza wymiana misek to jednak zostalo nam kilka cieplych wspomnien.
Wraz ze zlobkiem przyszly oczywiscie pierwsze choroby. Listopad zaczelismy z przytupem, bo z RSV. I tak jakos turlalismy sie do konca roku, zeby pod choinka jeszcze troche jednak odpoczac i naladowac baterie. Okres przedswiateczny z dziecmi nabiera zupelnie innego znaczenia. Chociaz z jednej strony mam dosc przebodzcowania i chaosu to jednak te fajne momenty szybko to rekompensuja, Jasminka znajadaja ze smakiem (i niezrozumieniem) ciasteczka zostawione dla Sinterklaasa. Albo plywajaca w basenie pelnym plastikowych kulek podczas Mikolajkowej imprezy w pracy Frytka. Casper, ktory podczas malowania twarzy chcial byc motylkiem a nie spidermanem. I jego zachwyt nad Bruksela czy ogromnym (dwupietrowym) 'zamkiem' (het Steen) w Antwerpii. Lubie belgijskie powiedzenie, ze dziecieca dlon mozna szybko wypelnic.
Same Swieta (znow nie w Polsce) udaly sie nam w spokojnej, rodzinnej atmosferze. Wszyscy juz czekali na barszcz, pierogi i sledzie. Tesc zadbal o zapiekanke rybna (typowa po polsku, z krewetkami :) ). To nowa tradycja. Chcoiaz tradycja niczego nazwac nie mozna, ani ustawa specjalna ustanowic...