• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

z bliska i daleka

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2023
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Sierpień 2021
  • Czerwiec 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Grudzień 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019
  • Kwiecień 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018

Najnowsze wpisy, strona 3

< 1 2 3 4 5 6 ... 10 11 >

Kofakofa

Wtorkowy wieczor. Siedzimy razem na tapczanie przykryci koldra z Bumba. W pewnym momencie Casper przytula sie do mnie jeszcze mocniej i cos tam mruczy pod nosem.

- Kofakofa

Nie bardzo rozumiem, ale nic nie mowie

- KoFam koFam !

 

To sa te jasne momenty, ktore dodaja sil.

 

**

 

W tym tygodniu czuje sie jak meduza. Nie zebym parzyla albo plywala przy plazy, ale mam wrazenie, ze niczym galaretka dopasowuje sie do kazdej powierzchni, na ktorej tylko usiade lub sie poloze. Myslalam, ze tylko poniedzialek bedzie taki, ale przez reszte tygodnia musialam sie zmuszac, zeby wstawac z lozka (okej, Casper mnie zmusza) i cokolwiek popracowac. Nawet nie, ze mi smutno, po prostu "rozlazle'".

 

Kacperek dostarcza nam duzo radosci i jak na dwulatka calkiem dzielnie dopasowal sie do nowej sytuacji. Zaakceptowal nowa rzeczywistosc chba lepiej niz my. Oma i opa (i wafwaf) sa teraz tylko w telefonie. Tak samo jako Dziadek i Basi (zwana tez Bati).

Z przyjemnoscia hasa po ogrodzie i znalazl odwage by stawic czolo rowerkowi, ktorego troche sie bal na poczatku. Nogi jeszcze za krotkie (choc i tak dlugie jakies), ale smiga i probuje jezdzic. Ten temperament to chyba nie po mamusi. W wolnych chwilach dopomina sie, ze dac mu alo i puscic na nim omamat uuu (nl. olifant - slon), e-ba e-ba (zebra) i bejbi. Znawcy Disneya wiedza, ze chodzi tu o teledysk z Krola Lwa. I tak kilka razy dziennie. Ograniczamy sie tylko do tego teledysku, bo na caly film musimy jeszcze kilka lat poczekac. 

Ja do dzis pamietam, jak musialam plakac w kinie, gdy Mufasa zginal. Pamietam nawet, ze bylam w kinie Polonia z ciocia Irenka. (Najpierw to sie w ogole balam, ze sie zgubimy po drodze, bo przeciez ja taka mala, wiedzialam, ze nie znam Warszawy, a ciocia przeciez przyjezdna, to skad ona mogla wiedziec, gdzie jest kino Polonia. A jednak droge znalazla!) Pamietam do dzis, ze myslalam sobie w trakcie filmu, ze Mufasa NIE MOZE zginac. Przeciez to film dla dzieci i ciocia Irenka nigdy by mnie nie zabrala na taki smutny film. Kto Krola Lwa ogladal, wie jednak, jak sie akcja potoczyla. A mnie trauma zostala do dzis.

I powiem Wam, ze ciarki przechodza mnie do dzis, gdy ogladam ten teledysk do piosenki W kregu zycia. Moze obejrzymy z Karelem sobie we dwoje. Jak nie zasne obok lozka Kacperka o 20stej.

 

Tyle pisania. Musze wygonic dziecko na dwor, bo jakos wyjatkowo woli zostac w komy. I tylko slysze, jak madralinski opowiada cos i gdy klocki mu nie chca sie trzymac, to wzdycha daha-ni daha-ni, co mialoby oznaczac 'Dat gaat niet"' (pl. Nie da sie). 

Buziaki (wirtualne)

03 kwietnia 2020   Dodaj komentarz

Dziwnie sie zaczela nam wiosna w tym roku....

Usadowilam sie w pokoju goscinnym, tzn. tym na pietrze, z widokiem na domy sasiadow (z naszej sypialni widac glownie sosny). Pokoj nazywa sie goscinny, bo caly czas zakladamy, ze przeciez kiedys nas bedziecie jeszcze odwiedzac.

Slonce swieci intensywnie na bezchmurnym niebie, az nie chce sie wierzyc, ze jestesmy w Belgii. Natura nic sobie nie robi z wszechobecnych ostrzezen i, jak gdyby nigdy nic, rozkwitaja wszystkie drzewa i krzewy. Ale jednak troche smutno. Nawet ogrodowy rozbojnik Casper wyszel z tata na chwile do ogrodka, ale zaraz stanal znow pod drzwiami i chial komy (domek). Teraz spi spokojnie. Popoludniowa drzemka po porcji makaronu to calkiem niezly pomysl.

 

Ciesze sie, ze Casper jest taki maly i, ze niewiele rozumie z obecnej sytuacji. Pewnie sobie mysli, ze to po prostu jakies przedluzenie chorowania, bo przeciez z katarem zazwyczaj musial zostac w domu. A teraz to w ogole jest i tata caly czas w domu (choc nie zawsze chce sie bawic), to za czym tu tesknic?

 

Casper dostarcza nam rozrywki i odwraca skutecznie nasza uwage. Tak, jak w ubieglym tygodniu, gdy nagle zaczal pod lodowka wolac mee mee. A ze po niderlandzku slowo ‘mee’ znaczy tyle co polskie ‘z’, to myslalam, ze cos tam po prostu sobie opowiada. Ale gdy sytuacja sie powtorzyla i uslyszalam mee mee schaap (nl. owca) to zrozumialam, ze chodzi o serek kanapkowy z rysunkiem kozy. Oczywiscie sprosowalam, ze jaka tam schaap, przeciez to KOZA. Tak sie spryciarz nauczyl, ze wola teraz co rano mee mee kołza mee!.

 

Kolejnym polskim slowkiem jest moko (mokro), bo (o dziwo) brudne rączki przy jedzeniu troche zaczely mu przeszkadzac. Jakby zapomnial czyim jest synem!

 

No i ogolnie duzo mowi. (Ciekawe po kim?) Oczywiscie dominuje niderlandzki (lub cos, co powinno niderlandzki przypominac). Ale doskonale rozumie, co do niego mowie po polsku. I jak chce to sobie tez przypomni potrzebne slowko. Dzis mnie znow pospieszal.

- Mama, jas, jas jas, jas!

(Brak reakcji z mojej strony, zasadniczo zaden chlop mnie nie bedzie pospieszal)

- Mama, mama!  Kur-tkka!

 

**

I jakos udalo nam sie przeturlac pierwszy tydzien kwarantany.

Praca z dzieckiem i Psim Patrolem w tle nie jest przesadnie efektywna. Korzystam wtedy z popoludniowych drzemek Casperka, zeby we wzglednym skupieniu zajmowac sie tymi trudniejszymi sprawami . Ciesze sie, ze (jeszcze) moge pracowac i tego staram sie trzymac. Liczby dotyczace bezrobotnych w Belgii sa jednak zatrwazajace.

No i praca pozwala jednak troche odwrocic uwage od czarnych mysli. Casper przeziebiony, Frytek tez pokasluje i teraz juz nikt nie wie, czy to pozostalosc po grypie czy inny powod do zmartwien.

Staram sie nie roztkliwiac. Mam wrazenie, ze zapadlam w pewien letarg i zyje po prostu z dnia na dzien. Nakarmic Kacperka, popracowac, pampers, nakarmic Kacperka, drzemka, pampers, popracowac, dac owoc,  wyjsc do ogrodka, Psi Patrol, kolacja i spac.

 

Uwielbiam teraz spac. Nie zebym wczesniej nie lubila, ale teraz mam poczucie, ze syn przynosi najlepsze ukojenie. Zaczeli mi sie snic dawni znajomi. Tak, jakbym cofala sie w czasie, albo gratis poleciala do Polski.

 

Wieczorami czytam Kacperkowi ‘Pucia’. A jak nie czytam, to opowiadam czasami historyjke. Chyba bardziej jednak opowiadam ja dla siebie. Opowiadam, jak Maly Kacperek z mama i tata jedzie w podroz do Polski. Jak je sznycla w niemieckiej restauracji przy autostradzie, a potem, jak spi w hotelu Magbedurgu (o ile go tam wpuszcza, bo rok temu przeciez rozsypal swoje mleko na wykladzinie hotelowej). Potem Maly Kacperek odwiedza ciocie Kasie w Poznaniu, az na koncu dojezdza do Domu Babci i Dziadka.

I tego sie trzymajmy. Moze nie w lipcu. Ale za to na Swieta spotkamy sie wszyscy przy wspolnym stole?

22 marca 2020   Dodaj komentarz

Dwa lata temu

Obeszlo sie tym razem bez sentymentalnego wpisu na urodziny Malego Czlowieka. Moze dlatego, ze akurat w przeddzien jego drugich urodzin (prawdziwa) grypa zwalila go z nog. A dwa dni pozniej jego tate. W pewnym momencie bylo nam juz nie do smiechu, bo ten zawsze zadowolony (i glodny) Mlody Czlowieczek przestal nam jesc i pic. Nie mowie juz warzywach, czy nawet kanapkach ulubionym salami. Nawet frytki (poszlam specjalnie do smazalni frytek, bo przeciez tuz obok apteki) czy „mm pitta!” nie spotkaly sie z entuzjazmem. Nawet melk tez nie. Po ciezkim tygodniu jednak wszystko zaczelo wracac do normy. Spodnie troche luzniej na nim wisza i nogi (jak to u Belgow) jakies zrobily mu sie jeszcze dluzsze. No i wrocil apetyt. Na „jablkowa skarpetke” (Appel-sok) i na serek kozi na kanapce. Po czym wiem, ze na serek kozi? Bo gdy otworzylam lodowke i zapytalam Malego Czlowieka, co chce jesc, to ten zaczal radosnie meczec ‘meee meee’. Moze chorowanie juz za nami? Taka mam nadzieje. Mam wrazenie, ze ten tydzien w domu troche jednak dobrze zrobil moim chlopakom. Po dwoch dniach wolnego ja musialam juz isc do pracy, wiec chlopaki zostali razem. I mam wrazenie, ze Tata Frytek wszedl na kolejny poziom uwielbienia w oczach syna. Teraz, jak zle, to nie zawsze mama jest potrzebna zeby sie przytulic. A gdy klade Kacperka sama spac, to slysze lekka pretensje w jego glosie Papa weg (nl. Taty nie ma).

 

Co do innych chorob...Nieprzyjemna atmosfera paniki wisi jednak w powietrzu w zwiazku z innymi chorobami. Strach otworzyc internet. Moze wynika to troche z podejscia? Jedni sie nie przejmuja, inni przejmuja sie bardziej. Poki co, ja pracuje (dzis wyjatkowo z domu) i zastnawiam sie, czy doczlapie sie do stalego kontraktu po kilknastu miesiacach na tzw „czasowkach”. Zeby nie bylo, ze na Zachodzie tylko tak latwo i obok mandarynek na drzewach rosna stale kontrakty. Ja sie w ogole chyba lubie martwic.

 

 

Ale o czyms optymistycznym.  Po dwoch latach susz i niskiego poziomu wod gruntowych, wreszcie spadlo w ostatnich tygodniach tyle deszczu, ze poziom sie uzupelnil. To calkiem dobrze. Uwazny czytelnik jednak sie domysli, ze oznacza to ostatnie tygodnie pelne deszczu i kilka weekendow siedzilismy w czterech scianach, ze wzgledu na szalejace (oczywiscie co weekend) wichury i sztormy.  

 

Ciesze sie ogromnie, ze mamy ogrodek. Mozna wtedy zalozyc koki (tak Casper nazywa ‘kaloszki’) i isc sprawdzic, czy deszcz pada pak pak pak (tzn. kap kap kap). Nawet znalazlam nam stol i krzesla ogrodowe z drugiej reki, ktore moj malzonek nawet entuzjastycznie przywiozl. Jest wiec wizja tego, zeby za jakis czas moc siadac w ogrodku i pic razem kawe. Moze nawet kiedys z goscmi, jak zechca przyjechac. I moze do tego czasu naprawimy taras, bo ten zostal rozebrany w poszukiwaniu hydraulicznej usterki. Juz nawet nie bede pisac, co znalezlismy,bo nie chcecie wiedziec ;-)

 

W tym ogrodku mozna sie tez bawic w chowanego, niezaleznie od pogody. Kacperek jest mistrzem gry w chowanego. Tata go nauczyl (wiadomo). Zasada jest taka ze Casper  (troche tylko) zaslania sobie otwarte oczy (zeby widziec przeciez, gdzie ta mama sie chowa) i liczy „een bejbi tien” (co mozna przetlumaczyc jako: jeden, bejbi, dziesiec). Zazwyczaj tez szybko znajduje tych schowanych. Wiadomo, talent.  

 

W kwestii spania ponosimy kleske. Tzn. Wedle madrych poradnikow dla mlodych rodzicow. Casper spi z nami. O ile jeszcze w ciagu dnia zdrzemnie sie u siebie sam, to na wieczor nawet nie chce mi sie podejmowac walki. Przynioslam juz wiec dziecieca koldre w clownem Bumba do duzego lozka, zeby chociaz ograniczyc walki o koldre. Ale, tak prawde mowiac, to calkiem mi sie to podoba, ze zawsze jest sie do kogo przytulic.

 

Ale ja tu zaczelam o urodzinach.  Nie myslcie zesmy nie swietowali wcale. Opatrznosc (a raczej rozklad dyzurow tesciowej) podsunela nam pomysl, ze impreze przesunac o tydzien wczesniej. Kacperkowi nie mowilismy nic, bo madralinski, duzo rozumie i jak mu sie powie, ze przydzodzi Trien (Katrien) albo oma i opa z pieskiem, to nie bardzo chce spac, w oczekiwaniu, ze goscie zaraz przyjda.

Troche sie dziwil tylko rano, ze wieszam jakis pompon na zyrandolu, ale uznal widac, ze to normalna sprawa, bo zaraz zaczal mi przynosic swoje zabawki, zebym je tez powiesila. Np. hak od auta duplo. Tez musialam powiesic, oczywiscie.

Tak wiec wyspany, zadowolony, troche zbuntowany (Mama zalozyla mu koszule! Z guzikami! Najgorzej!) mocno sie zdziwil, gdy nagle zaczeli wchodzic goscie i to wszyscy ci, ktorych lubi. Ta-tuut (tante Lut) i inne ciocie i wujkowie, i oma i opa, i piesek. Potem byl tort i o ile dmuchnie swieczki nawet poszlo niezle, to za zadne skarby nie chcial zalozyc urodziniowej korony z papieru (taki niderlandzki zwyczaj). Synek Mamusi. Pomyslalam.

W Belgii, co ciekawe, otwiera sie prezenty przy gosciach. Wlasciwie tak nawet wypada zrobic, zeby okazac wystarczajace zainteresowanie i wdziecznosc za otrzymany prezent. Przyjemnie bylo patrzec, ze Casper cieszyl sie absolutnie wszystkim i tylko wolal :‘Ooo wow!’ nawet jak nie wiedzial, co to za prezent. Tylko roweru sie bal J (Tak, wszyscy poszaleli). Plecaka (sama kupilam) tez sie boi (zakladac). Najwieksza wygrana okazal sie jednak prezent od Babci i Dziadka, ktorzy wykazali sie chyba duza cierpliwoscia, zeby stac w kolejce Poczty Polskiej by wyslac POCIAG NA BATERIE!  Ciuu ciuu train byl puszczany tak czesto, ze mama musiala zarzadzic przerwy dla pociagu. Bo przeciez wiadomo, ze pociag czasami tez musi isc spac, na godzine, dwie lub caly dzien.

 

Dwa lata.

Pierwsze urodziny przezywalam jakos bardziej sentymentalnie. Teraz chyba nawet nie mialam czasu sie zastanowic, gdzie zlecial ten rok... A zlecial na kupnie domu i dlugiej przeprowadzce. Na sprawdzaniu uszu i wizytach w przychodni dzieciecej. Ale ten rok tez minal na wakacjach u dziadkow, na ogladaniu Bumby, na pierwszych slowkach i pierwszych krokach.

 

I na tym na dzisiaj koncze, bo chyba trzeba sie do kogos przytulic.

11 marca 2020   Dodaj komentarz

Lutowe sprawozdanie w podpunktach

Bedzie dzis w podpunktach. Brakuje mi czasu i dobrej organizacji, zeby profesjonalnie podejsc do tematu i chronologicznie spisywac wszystkie wazniejsze (lub mniej) wydarzenia. Mama kaze mi jednak pisac, „bo sie potem zapomina”, wiec tym samym siadam i pisze. Zeby nie zapomniec ;-)

Swieta

Tradycyjnie juz, 24 grudnia swietowalismy u nas. Tradycyjnie juz tez nie udal mi sie barszcz (to chyba faktycznie wina flamandzkich burakow) i z tej frustracji jeszcze go przegotowalam. Moj malzonek chcial uspokoic sytuacje „O Kochanie, w tym roku ma nawet inny kolor, taki bordowy!”. Tylko Polka zrozumie...

Cieszylam sie natomiast, ze nie robilam pierogow stojac sama trzy dni w kuchni, tylko zamowilam je w polskim sklepie. Cieszylam sie, bo moj pierworodny (, ktory zasadniczo zje wszystko) pieroga sprobowal i z obrzydzeniem odsunal talerz.

 

Ale to tyle o jedzeniu. Wigilia przeszla dosyc spokojnie i duzo bardziej kameralnie niz w poprzednich latach. Chrzestna Kluseczka z chlopakem byli na nartach, druga siostra miala wieczorny dyzur, tak wiec zostalismy my, tesciowie, wujek ksiadz i ciocia Tante Lut (zwana „Ta-tuut”). Spokojnie i sympatycznie. Nawet skromny Mikolaj przyszedl, chociaz do Belgow rzadko przychodzi 24ego.

 

Ale troche jednak robilo mi sie momentami sentymentalnie, ze nie wybralismy sie do Polski. To juz trzeci rok Swieta w Belgii. Moze w 2020? Chociazby dla tego dobrego barszczu zeby pojechac, wiadomo...  

Boze Narodzenie spedzilismy w jeszcze mniejszym gronie, tylko z tesciami. Drugi dzien Swiat tradycyjnie u rodziny tescia.  

 

I dla tych z Was, co lubie ckliwe watki... gdy tak stalam w ten mocno pochmurny wigilijny wtorek  w kuchni, musialam w pewnym momencie sie obrocic, bo zrobilo sie bardzo jasno. Przez geste chmury wyszlo wyraznie slonce i swiatlo wpadalo strumieniem do duzego pokoju, ze az zaciekawiona poszlam popatrzec. I przeszly mnie ciarki, bo w tym momencie zobaczylam, ze swiatlo oswietlalo jedno miejsce. Szafke, na ktorej stal talerzyk z oplatkiem obok dwoch zdjec: Dziadka T. z Kacperkiem i moich rodzicow...  J

Czyli tak, jak mialo byc.

 

Dom otwarty

Moze nasz dom jest jeszcze do kilku poprawek (o zgrozo, hydraulika, dach niedocieplony, ... ), ale Dom zasadniczno uznalismy za otwarty. Jeszcze jesienia wsrod kartonow podejmowalismy gosci na nalesniki i grzane wino. Potem dokupilsmy dywan i szafke, schowalismy kartony pod schody i zrobilo sie nawet elegancko. I chociaz planowalismy w okresie swiatecznym glownie siedziec w pizamach przed TV i juz nikogo nie zapraszac (bo wtedy trzeba poodkurzac i w ogole) to bylo to silniejsze od nas. Gdzies  miedzy Swietami a sylwestrem odwiedzili nas (na niedzielne sniadanie) dawni koledzy z czasow mojej pracy w Leverkusen. Piec lat pozniej, a my wciaz mamy ze soba kontakt. To mile. I chociaz w moim odczuciu byl to dla mnie bardzo krotki rok w Niemczech, to moja kolezanka zaskoczyla mnie mowiac, ze w jej wspomnieniach, ja nigdy nie opuscilam ‘Team Belgium’. Milo. Zycie porozsylalo nas w rozne strony. Niemcy, Francja, Hiszpania, czesc wrocila do Belgii. Nasz pracodwaca marzen nie zostal w ostatnich latach oszczedzony przez PR-owy kryzys i zlote lata chyba minely dla nas wszystkich. Nie do pomyslenia, wtedy w 2015.

Ale fajnie bylo sie znow spotkac.

I w takich momentach znow nam obojgu z Karelem wraca ochota by wsiasc w sobotni poranek do auta i przez kilka godzin pogubic sie w Kolonii, zjesc ciezka drozdzowke, kupic klocki Playmobil z promocji i posluchac nam-milego-dla-ucha-jezyka. Ale od jakiegos czasu juz tak nie robimy. Troche ze wzgledu na Kacperka, a troche na fakt, ze mialam poczucie, ze wracajac do Kolonii szukamy jakichs sentymentalnych wspomnien. A ile mozna patrzec za siebie ?

 

Ale bylo o Domu otwartym.

Bo i na Sylwestra mielismy zjesc chinszczyzne  i obejrzec „Call the Midwife” na dvd. Ale nasi przyjaciele przylecieli na Swieta (dodam, ze z innego kontynentu) do Belgii. I skonczylo sie na gourmet (dla doroslych) i ogladaniu Swinki Peppy (mlodsze pokolenie). Przegadalismy pol nocy usilujac nadrobic zaleglosci, a o polnocy patrzylismy zza krzakow, czy gdzies ktos tutaj puszcza skromne fajerwerki. I niech zyje pokoj dla gosci, bo goscie zostali, na troche rano, ...sniadanie zeszlo nam sie do 13stej.

Tak mi sie zawsze marzylo. Dom otwarty.

„Ania, nie miej mojej corce za zle, ale ona mysli, ze jak do Was przychodzi... to Wasz dom kojarzy jej sie z nalesnikami”.

To jest przeciez komplement najwyzszych lotow!

 

Bobo

Troche niepokoil mnie fakt, ze (wedle madrych gazet dla mlodych rodzicow) dzieci w wieku Kacperka powinny juz miec swiadomosc, ze istnieja i uzywac swojego imienia. Nic z tych rzeczy. Ani Casper, Caspi, Kas, Kapelek. NIC.

Az do pewnego dnia, gdy siedzielismy u tesciow przy stole, a Casper glosno i wyraznie relacjonowal: Oma, opa, mama, papa (po czym pokazuje dumnie na siebie: ) Bobo!

I od tej pory zostal ‘Bobo’. Mam nieodparte wrazenie, ze imie zostalo zapozyczone z ksiazeczek o Puciu, ktorego maly braciszek ( a moze siostrzyka?) nazywany jest Bobo. I Kacperka zadna sila nie przekona do zmiany imienia. Nawet w zlobku wiedza, kto to jest Bobo.

Ale zeby bylo jasne, Bobo to Bobo. Imie. Nie, ze dzisius ‘bejbi’.

Casper jest w tym wzgledzie typowym facetem, male dzieci nie bardzo go interesuja. Gdy zegna sie sie wszystkimi w zlobku to wszystkich kolegow (starszakow +1 rok) nawyza po imieniu, ale do tych pelzajacych czy w bujadelkach mowi generalnie „bejbi”.

W ogole w kwestii pozegnan wykazuje duze zaangazowanie.

I znow, martwilam sie troche, bo gdy wszystkie dzieci machaly juz na „da-da” (niderlandzki dla „pa pa”) to Casper czasem przybijal piateczke i tyle. Nadrobil z impetem.

Od kiedy tylko zaczal mowic „da da”, zegna sie absolutnie z wszystkim. Gdy wysiadamy z samochodu „da da auto”, gdy wylaczam telewizje „dada Aki, dada Bumba”. Gdy wychodzimy ze zlobka zegna sie z kolegami po imieniu, a nieraz odwraca sie do nocniczkow i macha „dada kaka” i do kuchni „da da am am”.  

Tutek i nowe slowka  

Wiem, ze w rodzinie wszyscy ze zgroza patrzyli na uzaleznienie od tutka. (nl. Tutje – smoczek). Mimo kilku podejsc do ograniczenia, wiekszosc prob zakonczyla sie fiaskiem. Dwa tygodnie temu sprobowalismy na nowo. Wzielam sie za to swoim sposobem (w koncu Casper ma moje geny, to troche musimy myslec podobnie). Tutek mianowicie spi w ciagu dnia! I to w lozeczku Kacperka... Kazdego ranka, albo po drzemce, czekam az przejdzie komus troche zly humor i tlumacze, ze Tutek teraz sam idzie spac. Kladziemy go na poduszce i przykrywamy kolderka. I dziala... W momentach kryzysu, gdy jeszcze jednak wola o „tuuuut”przypominam, ze tutek teraz przeciez spi.... i dziala!

Calkowicie odstawic, to jeszcze inna bajka, ale ostatnie dwa tygodnie uwazam za sukces. I wiem juz, ze jak rano slysze, ze ktos obok mnie wypluwa mi smoczek na poduszce (tak, nad ranem Ktos spi w duzym lozku), to wiem, ze mam jakies pol minuty na wyjscie z lozka i odwrocenie uwagi.

 

Falami przychodza tes postepy w mowieniu, tez po polsku.

Ku radosci pani ze zlobka ‘Abo’ juz brzmi jak ‘auto’. Ku radosci, bo mowi, ze nagle wszystkie dzieci zaczely wolac za Kacperkiem ‘Abo’.

‘Aki’ nadal jest ‘Aki’. Moze dlatego, ze i my juz nie mowimi juz ‘Swinka’, tylko utarlo sie ‘Aki’.

Konik jest nadal ‘Koniii ihaa haa’, ale ‘domek’ brzmi rownie podobnie jak ‘konik’. Tylko bez ‘ihaaa’

Slowo „sok” (fonetycznie ‘ok ok’) przyprawia o watpliwosci, czy chodzi o niderlandzka skarpetke czy polski sok. Appelsok -  nie wiem, czy w zlobku zrozumieja, ze Casper nie ma na mysli jablkowych skarpetek.

‘Kredki’ tez maja polski wydzwiek jako ‘kejki’. Rysowanie okazalo sie sukcesem. Nie tylko po kartkach.

Od kiedy kupilam butelke z pingwinkiem, picie zostalo ‘kini’.

No i weszlismy w faze bujnej wyobrazni. Dudniacy w szyby wiatr, stukanie za oknem, to wszystko przyprawia malego czlowieka o napady paniki. Nawet kroki na schodach to juz nie entyzjastyczne „Papa?!” ale pytajace „Pan Pukuk?”, bo przeciez kazdy majster, ktory przychodzi halasowac w naszym domu zostaje panem pukuk.

Z reszta, przyjedziecie, to przekonacie sie sami, ze jest z kim pogadac.

Czekamy.

Sciskam z naszej wsi.

I ide odpakowac paczke. Czekam na zalando, a tu listonosz przyniosl dziwne pudla z pismem mojej mamy. Podejrzane to zalando.  

 

 

 

 

18 lutego 2020   Dodaj komentarz

Pukuk! I przedswiatecznie.

Pukuk

 

O tym, ze kazdy jezyk ma swoje wlasne onomatopeje dowiedzialam sie wlasciwie po jakims czasie nauki jezykow obcych. Czlowiek uczy sie gramatyki, slowek, rodzajnikow, ale nie zastnawia sie czy po angielsku kicha sie tez Apsik, a moze jednak Atchu.

 

Tak jak z pukaniem. Anglik puka knock knock, Belg klop klop a Polak puk puk. Albo jak nasz maly Pol-Polak: "Pukuk!". Faza na pukuk zaczela sie wraz z tekturowymi ksiazeczkami, w ktorych mozna otwierac drzwiczki i okienka z papieru (pozdrawiamy ciocie Kasie i Kicie Kocie). Czasem tez w drodze ze zlobka do domu  (a czesto to dluuga droga, szczegolnie jesli musimy przejechac przez anty-samochodowa dzielnice Mortsel) bawimy sie z Casperskim w:

 Pukpuk! Kto tam? Chrum chrum! A, swinka!

Tzn. w praktyce ja zazwyczaj udaje rozne zwierzatka, C. krzyczy Pukuk i tez zaczyna udawac zwierzatka i odgorne zasady kto po kim mowi, srednio nas obowiazuja, tak dlugo jak obie strony sa zadowolone, wydaja jakies odglosy i nie placza w samochodzie.

 

Ale „Pukuk!” jest tez symbolem halasu, a szczegonie tego „najstraszniejszego”, ktorego nie da sie zdefiniowac (jak np wieczorny halas ze oknem). To, ze Casper – dziecko, ktore wejdzie na kazde drzewo i kazdy plot - czegos sie boi, jest tez dla nas zaskoczeniem. Chyba to kolejna faza rozwoju. Ale wracajac do halasow za oknem. Podjerzewam, ze w zeszlym tygodniu ktoremus z sasiadow padl prad (w koncu mieszkamy na wsi) i wspierali sie agregatem. Halasowalo ustrojstwo wieczorem, ale co zrobic. Tak pomysli dorosly, ale dla Kacpra, ktory juz prawie szedl spac, bylo to straszne doswiadcznie. Zastalam go placzacego w lozeczku i tylko pokazujacego na okno, ze to stamtad dochodza te straszne dzwieki niewiadomego pochodzenia. Myslalam, ze troche przytulanek pomoze, ale nie. Ostatecznie dopiero po drugiej z nocy zasnelismy razem na malym tapczanie, a mimo to, jeszcze mruczal przez sen „pukuk pukuk!” i budzil sie spanikowany sie z placzem. Ten swiat, taki ogromny. A przeciez to tylko „Pukuk!”.

 

 

Za namowa (mojej) Mamy postanowilam pisac troche wiecej. Nie, zeby publicznosc sie domagala, ale bardzej, zeby zapisywac chociaz czesc z tych wspomnien zwiazanych z Kacperkiem. Cos w tym jest. Bo te wszystkie dni zlewaja mi sie nieraz w jedna calosc. A kazdego dnia jest cos, co warto byloby zapamietac.

Po nieco dluzszym rozpedzie, Casper zaczal nieco wiecej mowic. Moze wciaz mniej niz jego rowniesnicy, ale idzie mu calkiem niezle, jak na dwujezycznego brzdaca. Pies przestal byc dla niego Asia Asia i zostal waf waf. PolscyBabcia i Dziadek zostali ochrzczeni oma i opa. A raczej: ammmaaa i opa. Ale latwo mi sie polapac, o ktorych mu chodzi, bo dzieli dziadkow na oma, opa oraz na oma, opa, waf waf (czyli dziadkow z pieskiem).   

Zawsze dziwilam sie kolezankom mamom, ze potrafily tak dobrze zrozumiec swoje dzieci. Mowily mi wtedy, ze swoje dziecko rozumie sie duzo latwiej. Cos moze w tym jest. Niby mam pewna przewage, bo i wiecej czasu spedzam z Kacperkiem, i rozpoznaje, kiedy wola po polsku. Z drugiej strony troche trwalo zanim zrozumialam, o jakie zwierzatko mu chodzilo, gdy wolal: „Aki Aki, hiii hiiii, Aki Aki!, hiiii”. Dopoki nie ogladalismy ksiazeczki o wsi (te sa najlepsze, wiadomo). Aki hiii hii okazalo sie swinka, chrum chrum.

No tak, nikt nie powiedzial, ze chrumkanie jest proste.

Dobrze, ze (bujany) „Koni koni”  jest latwiejsze.

 

 

***

 

Przeczytalam w ubieglym tygodniu, nawet niezly, artykul pt.: Jak nie zepsuc dziecku Swiat.

Zaczynal sie wspomnieniami autorki, o tym jak jej mama juz od poczatku grudnia myla wszystkie szafki i okna zeby nastepnie tydzien stac w kuchni by w koncu, w Swieta, wreszcie siasc w fotelu i odpoczywac cale dwa dni po miesiacu sprzatania.  

Brzmi znajomo?

 

Nie bede udawac, dwa wieczory stalam juz przeciez sama w kuchni, zeby po calym dniu pracy i wieczornym ogarnieciu Kacperka, lepic uszka na zapas. Reszte tygodnia oczy trzymalam na zapalki. I po pierogi zadzwonilam do polskiego sklepu, zeby zamowili trzy paczki wiecej w hurtowni. Kacper moze maly, ale tak bardzo zalezy mi, zeby mu przekazac te nasze polskie smaki i zapachy Swiat. Wszystko, co mi kojarzy sie z Domem. Mysle potem jednak, ze przeciez jego Dom jest tutaj. I jakkolwiek byl chciala, on bedzie mial juz nieco inne wspomnienia. Wiglia w Belgii, jak by nie byla udana, nigdy nie jest tak podniosla, jak w Polsce.

Chcialabym jednak, zeby Casper dobrze kojarzyl okres swiateczny. Moze nigdy nie zobaczy plywajacego w wannie karpia, a choinke bedzie ubieral nie w wigilie, ale duzo wczesniej (jak kazdy maly Belg, kiedy tylko Sinterklaas wyjedzie z kraju) ale chcialabym zeby nigdy nie zatracil tego zachwytu, ktory teraz widze w jego oczach, gdy tylko zobaczy choinke ze swiatelkami.  „Boom! Boom!” (nl. Drzewo)

 

I na zakonczenie, bo przeciez jutro bede caly dzien obierac buraki:

 

 

Koleda Erasmusowska 

 

Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni

 

Wesolych Swiat ! 

22 grudnia 2019   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 5 6 ... 10 11 >
Oj_anka | Blogi