Herfstvakantie
No i przyszly pierwsze szkolne ferie (z wielu licznych belgijskich wakacji), tym razem jesienne tzw. herfstvakantie. Planowo trwaja tydzien, ale na krotko przed ich poczatkiem bylo juz slychac, ze pewnie potrwaja kilka dni dluzej, a teraz (poki co) zaplanowame juz na dwa tygodnie. Zbieglo sie to, moze nie do konca przypadkowo z pocztakiem drugiego lockdownu. W odroznieniu od pierwszego, w marcu, mam jednak wrazenie, ze jest inaczej. Na ulicach jest nadal calkiem spory ruchy, bo nie wszystkie sklepy sa zamkniete. Dzialaja sklepy spozywcze, ale tez budowlane, ogrodnicze i ksiegarnie (z tym, ze nie wszystkie produkty mozna kupowac, by w ten sposob ograniczyc nieuczciwa konkurencje w stosunku do sklepow tematycznych, ktore musialy zostac zamkniete. Koniec koncow wszyscy zostana wiec z zapasem bombek i zabawek, chyba, ze wystawia je w sklepie online… logiczne). Biblioteki tez otwarte. Ludzie moga sie swobodnie przemieszczac. Nawet i u nas w pracy zasady o wskazanej pracy z domu, jakos nie do konca sie przyjely, troche ze wzgledu na specyfike naszego sektora, a moze i troche ze wzgledu na ogolne zmeczenie i niechec do spedzania kolejnych miesiecy w zamknieciu. No i ta marcowa cisza, ktorej nie zapomne chyba nigdy i ktora zapewne nigdy sie nie powtorzy. Wiosna w ciagu dnia dalo sie slychac chor kosiarek i podkaszarek, bo wszyscy sasiedzi usilowali zajac kreatywnie czas praca w ogrodkach. Ale gdy wieczorem otwieralismy okna to panowala przenikliwa cisza, taka ktora przyprawiala mnie o gesia skorke. Zadnego auta, szumu autostrady ani ‘pomruku’Antwerpii w tle. Tym razem kosiarek nie slychac, a noca dobrze slychac, ze Antwerpia jednak nie spi.
Tym razem ludzie juz nie wieszaja plakatow ani przescieradel w oknach na znak podziekowan dla sluzby zdrowia. Za to co sie pojawilo juz w oknach to… choinki i pierwsze niesmiale swiatelka choinkowe. Wiem, ze co roku niektorzy zaczynaja przed innymi, ale mam wrazenie, ze teraz zaczynaja bardzo wczesnie. Takie swiateczne swiatelka daja w koncu jakas perspektywe. Ale dziwi mnie to, bo nie wiem, czy kiedys juz wspominalam, ale prawdziwy Flamand nie postawi choinki PRZED Sinterklasem. No po prostu nie, sa rzeczy, ktorych sie nie robi. Zeby oddac wage zwyczaju, to bluznierstwo podobne do zjedzenie indyka podczas polskiej wigili.
I mnie tknelo w ubieglym tygodniu, gdy kupowalam ostatnie dostepne plastikowe pudla (“zara lockdown zrobio i co ja bede segregowala w jesienne wieczory”) i wrzucilam do koszyka dwa opakowania swiatelek. Niby pazdziernik, ale przeciez trzeba byc przygotowanym. No i hops, sklepy zamkneli, ale swiatelka mam.
W trakcie remontu (o tym zaraz) udalo sie nam dorobic kilka kontaktow. Nie zeby to byla taka wazne informacja, ale usmiecham sie troche na mysl, jaka byla nasza motywacja. “O, niech tu pan dorobi jeden na pewno. Bo to by sobie laptopa tu podlaczymy, albo (przede wszystkim) w grudniu taka lampke-gwiazde, zeby stala w oknie. Pan dorobi podwojny od razu ten kontakt... To I laptopa I te gwiazde se podlaczymy ”. Priorytety.
Kto mnie zna, wie ze od lipca trzymam w piwnicy mase makowa.
I ja wiem, ze to wszystko nie jest wazne, ale trzymanie sie tradycji jakos mi pomaga mi trzymac pion J
Remonty.
Kto sie spodziewa spektakularnych zdjec PRZED i PO moze sie rozczarowac. Nadal mamy szmaragdowa lazienke i troche wymeczona przez czas wanne. No i okna skrzynkowe, ktorych nie da sie ‘tylko troche’ uchylic. Zadnych spektakularnych zmian wizerunkozych nie ma. Tak to jest z domami z lat 70tych, ze najpierw trzeba sie zajac struktura a potem upiekniac. Po ponad pol roku opoznienia weszla ekipa docieplic nam strych i skosy. Drogie to panie, a efektu nie widac, bo przeciez strych.
No ale liczymy, ze polskim gosciom bedzie cieplej, jak przyjada z wiosenno-jesianna wizyta. Albo ze nam bedzie chlodniej latem, gdy przyjdzie kolejna fala upalow. No i wraz z ‘nowym’strychem (i poodkurzanym przez malzonka) okazalo sie, ze mamy bardzo duzo gratow (szczegolnie ten najmlodszy jakos duzo nazbieral), ale jak milo bylo ten caly balagan wrzucic na gore i wreszcie cieszyc sie wzglednym porzadkiem. Az sie usmiechalam sama do siebie. Wykladzina jeszcze troche nam smierdzi mokrym psem (nie, nie mamy psa, ale pralismy w weekend wykladzine specjalnym odkurzaczem), ale wreszcie jest czytsta ‘po naszemu’. Przyjemne uczucie.
I tak o. Dzis sroda, wiec moj wolny dzien. Slonce nawet sprzyja i przyjemnie swiecilo w twarz, gdy wyszlismy z C. na spacer. Klasycznie, do chlebomatu, hipopotama w alei kasztanowej (stary konar drzewa, ktory w wyobrazeniu Kacperka jest hipopotamem) i do lasku. Szuralismy liscmi i zajrzelismy do groty Maryjnej, czy swieczki sie pala. Wszystko, co wazne.
I ten moment dumy. Casper mowi, ze chce pic. No to ja, wiadomo, ze synu, przeciez nie spakowalismy nic, nigdy nie chcesz… a ten sam nagle wyjmuje z torby przy swoim rowerze bidon. Sam zapakowal przed wyjsciem. Moja krew! Moja krew! Przezorny jaki.
I na koniec z usmiechem. Słowniczek:
Vlees (mięso) + wędlina = vleeslina
Ei (jajko) + jajki = eiko
Over de trąba = na trąbę
-Czy ty jesteś nasz wnusio kochany?
- Neeeen, Kapelek *** ! !!
Dodaj komentarz