Nareszcie w Domu i Sinterklaas
Nareszcie w Domu.
W ubiegla niedziele mialam wreszcie ‘ten” moment.
Stalam pilnujac drabiny, po ktorej Frytek wchodzil na strych w poszukiwaniu ozdob swiatecznych. Maly Frytkuś tez pomagal, bo wiadomo, ze nikt tak nie trzyma drabiny jak dwuipollatek, ciekawy zawartosci tych brzeczacych pudel, ktore tata podaje z gory. Zerknelam przez okno sprawdzic, czy sasiedzi juz zapalili swoje iluminacje swiateczne (wystarczajace dla ladowania malego helikoptera). Od razu tez pomyslalam, ze olaboga, okna to w tym sezonie chyba nie byly myte, dobrze, ze po ciemku mniej widac. Kątem drugiego oka patrzylam na recznik suszacy sie na balustradzie. Dom duzy jak stodola, pokoi do wyboru, a moj malzonek zamiast dyskretnie gdzies wieszac pranie to zrobil sobie suszarke na reczniki centralnie na widoku.
I wtedy tak sobie pomyslalam. TAK, po ponad roku, wreszcie czuje sie tutaj u siebie. Chociaz wolalabym jednak miec umyte okna, recznik wiszacy na wieszaku, nowa wanne i moze jednak inna podloge niz ta (co prawda milusia) wykladzina. Ale z tym calym balaganem i nieperfekcyjnoscia wlasnie czuje sie wreszcie na miejscu. W domu.
W miedyzyczasie wzglednie odnajdujemy sie w obecnej rutynie. Nie bardzo mozemy miec kogos do pomocy, zeby odbierac Malego Frytkusia, wiec w zasadzie codziennie stoje pod brama przedszkola o 15:30. Czasem prosto z pracy, czasem robiac przerwe pracujac w domu. Po powrocie zaczynamy pertraktacje o zjedzenie obiadu (no chyba, ze jest wortels en groszka) i dalej probuje jeszcze jednak troche popracowac, bo moj dzien roboczy nie konczy sie o 15stej. Wychodzi roznie. Ale w sumie lubie te nasze popoludnia. Wracamy z Kacperkiem spacerem do domu. Po drodze udajemy rozne zwierzeta (niekoniecznie dobrowolnie, w moim przypadku), omijamy studzienki kanalizacyjne (wiadomo, tam moga byc krokodyle). Na koncowce zazwyczaj juz paki paki i jednak biore mojego przedszkolaka na rece, chociaz juz dlugo nie daje rady tak isc. I lubie te nasze wspolne momenty. Jesli cos dobrego jest w tej okropnej pandemii, to wlasnie te chwile.
Casper rosnie. ”Przeprowadzil sie” do prawdziwego lozka dla duzych chlopakow, bo dzieciece lozeczko jednak zrobilo sie juz za male. I nagle zmienily sie znow proporcje,bo teraz wydaje sie nam takim malutkim bączkiem pod baaardzo dużą koldra. I mysle sobie, ze kiedys jednak przyjdzie i powi: Ej mamo, to lozko robi sie serio za male. Ale przed oczami ja bede miala tego malego robaczka pod posciela z clownem Bumba. Poki co lozko (90*200) wystarcza i dla niego i dla mamy. J
A malutkie lozeczko dzieciece poszlo na strych. Wiem, ze to tylko strych. Ale nie bede udawac, ze jakos latwo mi to przyszlo. W ostatnich tygodniach jakos wiecej bylo takich smutnych momentow. Jeszcze sie nie poddaje tak do konca, ale nie wiem, na ile chce mi sie jeszcze stawac do walki. I to chyba narazie wyczerpuje temat. Bo staram sie trzymac pozytywnie.
I w ogolnym rorachunku nie jest zle. Przynajmniej jesli wierzyc w informacje, ktore o nas posiada Sinterklaas, bo jednak cos zostawil nam w butach 6 grudnia.
Przed tym waznym wieczorem Frytek (zgodnie z tradycja) spiewal z Kacperkiem piosenki i szykowali razem poczestunek dla nocnych gosci. Marchewke dla konia, puszke coli dla Zwarte Pieta. Kacperek sam pobiegl do szafki i przyniosl wode (normalnie tylko do mleka), zeby Sinterklaas mial sie czym poczestowac. Jeszcze zerkalismy przez okno, bo wydawalo nam sie ze juz go widzielismy na dachu sasiadow, ale wtedy jednak juz Maly Frytek zaczal sie troche bac. Wiec poszlismy spac, zeby (bardzo) rano wstac cala trojka i dac sie zaskoczyc przez (za) duzo slodkosci i fajne prezenty. A ktore wygraly? Wiadomo, zwierzatka Playmobil. Dziwnym trafem przypominaja te, ktore Tata Frytek kilka lat temu schowal do piwnicy w pudle "'moze sie kiedys przyda"'. Jak to sie zycie czasem uklada.
Zeby nie do konca w sentymentalnym nastroju zakonczyc ten wpis, troche scenek rodajowych i slowniczek:
-
Aperentjes (=mandarijntjes) – mandarynki
- In de dierentuin samen jechamy
- Kapelusz van Sinterklaas eraaf – (zjadając ciasteczko z Sinterklasem i zaczynajac od glowy)
Rozmowa w drodze ze szkoly
- Kacperek, jest zimno, musisz nosic te rekawiczki, zeby Cie dlonie nie szczypaly.
Odpowiada glosno, zeby cala ulica slyszala:
- Neen, ik wil met de pijn lopen! (Co tlumaczy sie doslownie: Nie, chce biegac z bólem!)
#matkaroku
Dodaj komentarz