Jesien,jesien, jesien ach to Ty
Przed chwila, gdy stanelam na balkonie, zobaczylam, ze ksiezyc wyglada identycznie, jak ten z obrazu, ktory wisi w moim pokoju, w rodzinnym domu w Warszawie. Prawie okragly, na granatowym tle, pomiedzy smugami z chmur. Az przeszly mnie ciarki. I znow zatesknilo mi sie za Domem. To chyba typowy wrzesniowy sentyment.
Nawet Frytek chodzi i ciagle powtarza, ze nawet powietrze juz pachnie wrzesniem. Wczoraj opowiadal, ze tym spostrzezeniem podzielil sie ostatnio z kolega, na co ten zdziwiony zareagowal, ze co ten Karel wymysla, jak powietrze moze pachniec jesienia. I tak sobie pomyslalam, ze szkoda mi tego kolegi. Jesli nie czuje sie roznicy w zapachu por roku to traci sie calkiem sporo.
To tak tytulem wstepu o tych zapachach i porach roku. Jeszcze dwa tygodnie temu Kluseczek taplal sie faktycznie w dmuchanym basenie u dziadkow, a obecnie przeszlismy na tryb kurtek no i sila rzeczy (w koncu wrzesien) pierwszych przeziebien. Czlowiek przyzwyczail sie do dobrego przez te kilka wakacyjnych tygodni. Wyciagnelam z dna szafy olejek tymiankowy, masc eukaliptusowa. I gdy tak smarowalam te male plecki to przypomnialo mi sie, gdy ja bylam mala i gdy smarowano mnie amolem. Nawet mam sama Amol w apteczce. Chyba bardziej dla sentymentu, bo rzadko uzywam.
Co poza tym? Nasze mieszkanie zamienia sie w przechowalnie kartonow. Proces odbierania kluczy odwleka sie w czasie przez obecnego lokatora naszego nowego domu. Jeszcze nie spedza nam to snu z powiek, ale powoli zaczyna sie lekko nerwowa atmosfera. Staramy sie, zeby tym razem przeprowadzka nie konczyla sie ciaglymi klotniami i napieciem. Choc musze tu tez przyznac, ze jestem pelna podziwu dla Frytka, ktory (moze nauczony doswiadczeniem kilku przeprowadzek) zgodzil sie nie wnosic veto w kwestii moich zarzadzen. Takze ja jestem od planowania praktycznego, a od dokumentow i korespodencji (licznych) to juz wiadomo, wybieram madrzejszych od siebie. I tak wiec staramy sie nie dawac stresowi. Powoli, malymi kroczkami. Dajemy sobie pomagac i staramy sie swiadomiej zarzadzac czasem. Dlatego na przyklad w niedziele (po raz kolejny) bylismy w ZOO. Zachwyt Kacperka na widok zyrafy i slonika jest bezcenny. I te okrzyki radosci. To chyba ma po cioci Katrien. Ta, do tej pory, smieje sie w kinie najglosniej (i zarazliwie).
A tymczasem ide powoli spac. Jutro zawoze naszego malego katarzaka do dziadkow. A sama do kopalni. Praca, jak praca. Czasem latwiej, czasem pod gorke. Dobrze, ze jest.