Dziwnie sie zaczela nam wiosna w tym roku....
Usadowilam sie w pokoju goscinnym, tzn. tym na pietrze, z widokiem na domy sasiadow (z naszej sypialni widac glownie sosny). Pokoj nazywa sie goscinny, bo caly czas zakladamy, ze przeciez kiedys nas bedziecie jeszcze odwiedzac.
Slonce swieci intensywnie na bezchmurnym niebie, az nie chce sie wierzyc, ze jestesmy w Belgii. Natura nic sobie nie robi z wszechobecnych ostrzezen i, jak gdyby nigdy nic, rozkwitaja wszystkie drzewa i krzewy. Ale jednak troche smutno. Nawet ogrodowy rozbojnik Casper wyszel z tata na chwile do ogrodka, ale zaraz stanal znow pod drzwiami i chial komy (domek). Teraz spi spokojnie. Popoludniowa drzemka po porcji makaronu to calkiem niezly pomysl.
Ciesze sie, ze Casper jest taki maly i, ze niewiele rozumie z obecnej sytuacji. Pewnie sobie mysli, ze to po prostu jakies przedluzenie chorowania, bo przeciez z katarem zazwyczaj musial zostac w domu. A teraz to w ogole jest i tata caly czas w domu (choc nie zawsze chce sie bawic), to za czym tu tesknic?
Casper dostarcza nam rozrywki i odwraca skutecznie nasza uwage. Tak, jak w ubieglym tygodniu, gdy nagle zaczal pod lodowka wolac mee mee. A ze po niderlandzku slowo ‘mee’ znaczy tyle co polskie ‘z’, to myslalam, ze cos tam po prostu sobie opowiada. Ale gdy sytuacja sie powtorzyla i uslyszalam mee mee schaap (nl. owca) to zrozumialam, ze chodzi o serek kanapkowy z rysunkiem kozy. Oczywiscie sprosowalam, ze jaka tam schaap, przeciez to KOZA. Tak sie spryciarz nauczyl, ze wola teraz co rano mee mee kołza mee!.
Kolejnym polskim slowkiem jest moko (mokro), bo (o dziwo) brudne rączki przy jedzeniu troche zaczely mu przeszkadzac. Jakby zapomnial czyim jest synem!
No i ogolnie duzo mowi. (Ciekawe po kim?) Oczywiscie dominuje niderlandzki (lub cos, co powinno niderlandzki przypominac). Ale doskonale rozumie, co do niego mowie po polsku. I jak chce to sobie tez przypomni potrzebne slowko. Dzis mnie znow pospieszal.
- Mama, jas, jas jas, jas!
(Brak reakcji z mojej strony, zasadniczo zaden chlop mnie nie bedzie pospieszal)
- Mama, mama! Kur-tkka!
**
I jakos udalo nam sie przeturlac pierwszy tydzien kwarantany.
Praca z dzieckiem i Psim Patrolem w tle nie jest przesadnie efektywna. Korzystam wtedy z popoludniowych drzemek Casperka, zeby we wzglednym skupieniu zajmowac sie tymi trudniejszymi sprawami . Ciesze sie, ze (jeszcze) moge pracowac i tego staram sie trzymac. Liczby dotyczace bezrobotnych w Belgii sa jednak zatrwazajace.
No i praca pozwala jednak troche odwrocic uwage od czarnych mysli. Casper przeziebiony, Frytek tez pokasluje i teraz juz nikt nie wie, czy to pozostalosc po grypie czy inny powod do zmartwien.
Staram sie nie roztkliwiac. Mam wrazenie, ze zapadlam w pewien letarg i zyje po prostu z dnia na dzien. Nakarmic Kacperka, popracowac, pampers, nakarmic Kacperka, drzemka, pampers, popracowac, dac owoc, wyjsc do ogrodka, Psi Patrol, kolacja i spac.
Uwielbiam teraz spac. Nie zebym wczesniej nie lubila, ale teraz mam poczucie, ze syn przynosi najlepsze ukojenie. Zaczeli mi sie snic dawni znajomi. Tak, jakbym cofala sie w czasie, albo gratis poleciala do Polski.
Wieczorami czytam Kacperkowi ‘Pucia’. A jak nie czytam, to opowiadam czasami historyjke. Chyba bardziej jednak opowiadam ja dla siebie. Opowiadam, jak Maly Kacperek z mama i tata jedzie w podroz do Polski. Jak je sznycla w niemieckiej restauracji przy autostradzie, a potem, jak spi w hotelu Magbedurgu (o ile go tam wpuszcza, bo rok temu przeciez rozsypal swoje mleko na wykladzinie hotelowej). Potem Maly Kacperek odwiedza ciocie Kasie w Poznaniu, az na koncu dojezdza do Domu Babci i Dziadka.
I tego sie trzymajmy. Moze nie w lipcu. Ale za to na Swieta spotkamy sie wszyscy przy wspolnym stole?