Lutowe sprawozdanie w podpunktach
Bedzie dzis w podpunktach. Brakuje mi czasu i dobrej organizacji, zeby profesjonalnie podejsc do tematu i chronologicznie spisywac wszystkie wazniejsze (lub mniej) wydarzenia. Mama kaze mi jednak pisac, „bo sie potem zapomina”, wiec tym samym siadam i pisze. Zeby nie zapomniec ;-)
Swieta
Tradycyjnie juz, 24 grudnia swietowalismy u nas. Tradycyjnie juz tez nie udal mi sie barszcz (to chyba faktycznie wina flamandzkich burakow) i z tej frustracji jeszcze go przegotowalam. Moj malzonek chcial uspokoic sytuacje „O Kochanie, w tym roku ma nawet inny kolor, taki bordowy!”. Tylko Polka zrozumie...
Cieszylam sie natomiast, ze nie robilam pierogow stojac sama trzy dni w kuchni, tylko zamowilam je w polskim sklepie. Cieszylam sie, bo moj pierworodny (, ktory zasadniczo zje wszystko) pieroga sprobowal i z obrzydzeniem odsunal talerz.
Ale to tyle o jedzeniu. Wigilia przeszla dosyc spokojnie i duzo bardziej kameralnie niz w poprzednich latach. Chrzestna Kluseczka z chlopakem byli na nartach, druga siostra miala wieczorny dyzur, tak wiec zostalismy my, tesciowie, wujek ksiadz i ciocia Tante Lut (zwana „Ta-tuut”). Spokojnie i sympatycznie. Nawet skromny Mikolaj przyszedl, chociaz do Belgow rzadko przychodzi 24ego.
Ale troche jednak robilo mi sie momentami sentymentalnie, ze nie wybralismy sie do Polski. To juz trzeci rok Swieta w Belgii. Moze w 2020? Chociazby dla tego dobrego barszczu zeby pojechac, wiadomo...
Boze Narodzenie spedzilismy w jeszcze mniejszym gronie, tylko z tesciami. Drugi dzien Swiat tradycyjnie u rodziny tescia.
I dla tych z Was, co lubie ckliwe watki... gdy tak stalam w ten mocno pochmurny wigilijny wtorek w kuchni, musialam w pewnym momencie sie obrocic, bo zrobilo sie bardzo jasno. Przez geste chmury wyszlo wyraznie slonce i swiatlo wpadalo strumieniem do duzego pokoju, ze az zaciekawiona poszlam popatrzec. I przeszly mnie ciarki, bo w tym momencie zobaczylam, ze swiatlo oswietlalo jedno miejsce. Szafke, na ktorej stal talerzyk z oplatkiem obok dwoch zdjec: Dziadka T. z Kacperkiem i moich rodzicow... J
Czyli tak, jak mialo byc.
Dom otwarty
Moze nasz dom jest jeszcze do kilku poprawek (o zgrozo, hydraulika, dach niedocieplony, ... ), ale Dom zasadniczno uznalismy za otwarty. Jeszcze jesienia wsrod kartonow podejmowalismy gosci na nalesniki i grzane wino. Potem dokupilsmy dywan i szafke, schowalismy kartony pod schody i zrobilo sie nawet elegancko. I chociaz planowalismy w okresie swiatecznym glownie siedziec w pizamach przed TV i juz nikogo nie zapraszac (bo wtedy trzeba poodkurzac i w ogole) to bylo to silniejsze od nas. Gdzies miedzy Swietami a sylwestrem odwiedzili nas (na niedzielne sniadanie) dawni koledzy z czasow mojej pracy w Leverkusen. Piec lat pozniej, a my wciaz mamy ze soba kontakt. To mile. I chociaz w moim odczuciu byl to dla mnie bardzo krotki rok w Niemczech, to moja kolezanka zaskoczyla mnie mowiac, ze w jej wspomnieniach, ja nigdy nie opuscilam ‘Team Belgium’. Milo. Zycie porozsylalo nas w rozne strony. Niemcy, Francja, Hiszpania, czesc wrocila do Belgii. Nasz pracodwaca marzen nie zostal w ostatnich latach oszczedzony przez PR-owy kryzys i zlote lata chyba minely dla nas wszystkich. Nie do pomyslenia, wtedy w 2015.
Ale fajnie bylo sie znow spotkac.
I w takich momentach znow nam obojgu z Karelem wraca ochota by wsiasc w sobotni poranek do auta i przez kilka godzin pogubic sie w Kolonii, zjesc ciezka drozdzowke, kupic klocki Playmobil z promocji i posluchac nam-milego-dla-ucha-jezyka. Ale od jakiegos czasu juz tak nie robimy. Troche ze wzgledu na Kacperka, a troche na fakt, ze mialam poczucie, ze wracajac do Kolonii szukamy jakichs sentymentalnych wspomnien. A ile mozna patrzec za siebie ?
Ale bylo o Domu otwartym.
Bo i na Sylwestra mielismy zjesc chinszczyzne i obejrzec „Call the Midwife” na dvd. Ale nasi przyjaciele przylecieli na Swieta (dodam, ze z innego kontynentu) do Belgii. I skonczylo sie na gourmet (dla doroslych) i ogladaniu Swinki Peppy (mlodsze pokolenie). Przegadalismy pol nocy usilujac nadrobic zaleglosci, a o polnocy patrzylismy zza krzakow, czy gdzies ktos tutaj puszcza skromne fajerwerki. I niech zyje pokoj dla gosci, bo goscie zostali, na troche rano, ...sniadanie zeszlo nam sie do 13stej.
Tak mi sie zawsze marzylo. Dom otwarty.
„Ania, nie miej mojej corce za zle, ale ona mysli, ze jak do Was przychodzi... to Wasz dom kojarzy jej sie z nalesnikami”.
To jest przeciez komplement najwyzszych lotow!
Bobo
Troche niepokoil mnie fakt, ze (wedle madrych gazet dla mlodych rodzicow) dzieci w wieku Kacperka powinny juz miec swiadomosc, ze istnieja i uzywac swojego imienia. Nic z tych rzeczy. Ani Casper, Caspi, Kas, Kapelek. NIC.
Az do pewnego dnia, gdy siedzielismy u tesciow przy stole, a Casper glosno i wyraznie relacjonowal: Oma, opa, mama, papa (po czym pokazuje dumnie na siebie: ) Bobo!
I od tej pory zostal ‘Bobo’. Mam nieodparte wrazenie, ze imie zostalo zapozyczone z ksiazeczek o Puciu, ktorego maly braciszek ( a moze siostrzyka?) nazywany jest Bobo. I Kacperka zadna sila nie przekona do zmiany imienia. Nawet w zlobku wiedza, kto to jest Bobo.
Ale zeby bylo jasne, Bobo to Bobo. Imie. Nie, ze dzisius ‘bejbi’.
Casper jest w tym wzgledzie typowym facetem, male dzieci nie bardzo go interesuja. Gdy zegna sie sie wszystkimi w zlobku to wszystkich kolegow (starszakow +1 rok) nawyza po imieniu, ale do tych pelzajacych czy w bujadelkach mowi generalnie „bejbi”.
W ogole w kwestii pozegnan wykazuje duze zaangazowanie.
I znow, martwilam sie troche, bo gdy wszystkie dzieci machaly juz na „da-da” (niderlandzki dla „pa pa”) to Casper czasem przybijal piateczke i tyle. Nadrobil z impetem.
Od kiedy tylko zaczal mowic „da da”, zegna sie absolutnie z wszystkim. Gdy wysiadamy z samochodu „da da auto”, gdy wylaczam telewizje „dada Aki, dada Bumba”. Gdy wychodzimy ze zlobka zegna sie z kolegami po imieniu, a nieraz odwraca sie do nocniczkow i macha „dada kaka” i do kuchni „da da am am”.
Tutek i nowe slowka
Wiem, ze w rodzinie wszyscy ze zgroza patrzyli na uzaleznienie od tutka. (nl. Tutje – smoczek). Mimo kilku podejsc do ograniczenia, wiekszosc prob zakonczyla sie fiaskiem. Dwa tygodnie temu sprobowalismy na nowo. Wzielam sie za to swoim sposobem (w koncu Casper ma moje geny, to troche musimy myslec podobnie). Tutek mianowicie spi w ciagu dnia! I to w lozeczku Kacperka... Kazdego ranka, albo po drzemce, czekam az przejdzie komus troche zly humor i tlumacze, ze Tutek teraz sam idzie spac. Kladziemy go na poduszce i przykrywamy kolderka. I dziala... W momentach kryzysu, gdy jeszcze jednak wola o „tuuuut”przypominam, ze tutek teraz przeciez spi.... i dziala!
Calkowicie odstawic, to jeszcze inna bajka, ale ostatnie dwa tygodnie uwazam za sukces. I wiem juz, ze jak rano slysze, ze ktos obok mnie wypluwa mi smoczek na poduszce (tak, nad ranem Ktos spi w duzym lozku), to wiem, ze mam jakies pol minuty na wyjscie z lozka i odwrocenie uwagi.
Falami przychodza tes postepy w mowieniu, tez po polsku.
Ku radosci pani ze zlobka ‘Abo’ juz brzmi jak ‘auto’. Ku radosci, bo mowi, ze nagle wszystkie dzieci zaczely wolac za Kacperkiem ‘Abo’.
‘Aki’ nadal jest ‘Aki’. Moze dlatego, ze i my juz nie mowimi juz ‘Swinka’, tylko utarlo sie ‘Aki’.
Konik jest nadal ‘Koniii ihaa haa’, ale ‘domek’ brzmi rownie podobnie jak ‘konik’. Tylko bez ‘ihaaa’
Slowo „sok” (fonetycznie ‘ok ok’) przyprawia o watpliwosci, czy chodzi o niderlandzka skarpetke czy polski sok. Appelsok - nie wiem, czy w zlobku zrozumieja, ze Casper nie ma na mysli jablkowych skarpetek.
‘Kredki’ tez maja polski wydzwiek jako ‘kejki’. Rysowanie okazalo sie sukcesem. Nie tylko po kartkach.
Od kiedy kupilam butelke z pingwinkiem, picie zostalo ‘kini’.
No i weszlismy w faze bujnej wyobrazni. Dudniacy w szyby wiatr, stukanie za oknem, to wszystko przyprawia malego czlowieka o napady paniki. Nawet kroki na schodach to juz nie entyzjastyczne „Papa?!” ale pytajace „Pan Pukuk?”, bo przeciez kazdy majster, ktory przychodzi halasowac w naszym domu zostaje panem pukuk.
Z reszta, przyjedziecie, to przekonacie sie sami, ze jest z kim pogadac.
Czekamy.
Sciskam z naszej wsi.
I ide odpakowac paczke. Czekam na zalando, a tu listonosz przyniosl dziwne pudla z pismem mojej mamy. Podejrzane to zalando.