Pukuk! I przedswiatecznie.
Pukuk
O tym, ze kazdy jezyk ma swoje wlasne onomatopeje dowiedzialam sie wlasciwie po jakims czasie nauki jezykow obcych. Czlowiek uczy sie gramatyki, slowek, rodzajnikow, ale nie zastnawia sie czy po angielsku kicha sie tez Apsik, a moze jednak Atchu.
Tak jak z pukaniem. Anglik puka knock knock, Belg klop klop a Polak puk puk. Albo jak nasz maly Pol-Polak: "Pukuk!". Faza na pukuk zaczela sie wraz z tekturowymi ksiazeczkami, w ktorych mozna otwierac drzwiczki i okienka z papieru (pozdrawiamy ciocie Kasie i Kicie Kocie). Czasem tez w drodze ze zlobka do domu (a czesto to dluuga droga, szczegolnie jesli musimy przejechac przez anty-samochodowa dzielnice Mortsel) bawimy sie z Casperskim w:
Pukpuk! Kto tam? Chrum chrum! A, swinka!
Tzn. w praktyce ja zazwyczaj udaje rozne zwierzatka, C. krzyczy Pukuk i tez zaczyna udawac zwierzatka i odgorne zasady kto po kim mowi, srednio nas obowiazuja, tak dlugo jak obie strony sa zadowolone, wydaja jakies odglosy i nie placza w samochodzie.
Ale „Pukuk!” jest tez symbolem halasu, a szczegonie tego „najstraszniejszego”, ktorego nie da sie zdefiniowac (jak np wieczorny halas ze oknem). To, ze Casper – dziecko, ktore wejdzie na kazde drzewo i kazdy plot - czegos sie boi, jest tez dla nas zaskoczeniem. Chyba to kolejna faza rozwoju. Ale wracajac do halasow za oknem. Podjerzewam, ze w zeszlym tygodniu ktoremus z sasiadow padl prad (w koncu mieszkamy na wsi) i wspierali sie agregatem. Halasowalo ustrojstwo wieczorem, ale co zrobic. Tak pomysli dorosly, ale dla Kacpra, ktory juz prawie szedl spac, bylo to straszne doswiadcznie. Zastalam go placzacego w lozeczku i tylko pokazujacego na okno, ze to stamtad dochodza te straszne dzwieki niewiadomego pochodzenia. Myslalam, ze troche przytulanek pomoze, ale nie. Ostatecznie dopiero po drugiej z nocy zasnelismy razem na malym tapczanie, a mimo to, jeszcze mruczal przez sen „pukuk pukuk!” i budzil sie spanikowany sie z placzem. Ten swiat, taki ogromny. A przeciez to tylko „Pukuk!”.
Za namowa (mojej) Mamy postanowilam pisac troche wiecej. Nie, zeby publicznosc sie domagala, ale bardzej, zeby zapisywac chociaz czesc z tych wspomnien zwiazanych z Kacperkiem. Cos w tym jest. Bo te wszystkie dni zlewaja mi sie nieraz w jedna calosc. A kazdego dnia jest cos, co warto byloby zapamietac.
Po nieco dluzszym rozpedzie, Casper zaczal nieco wiecej mowic. Moze wciaz mniej niz jego rowniesnicy, ale idzie mu calkiem niezle, jak na dwujezycznego brzdaca. Pies przestal byc dla niego Asia Asia i zostal waf waf. PolscyBabcia i Dziadek zostali ochrzczeni oma i opa. A raczej: ammmaaa i opa. Ale latwo mi sie polapac, o ktorych mu chodzi, bo dzieli dziadkow na oma, opa oraz na oma, opa, waf waf (czyli dziadkow z pieskiem).
Zawsze dziwilam sie kolezankom mamom, ze potrafily tak dobrze zrozumiec swoje dzieci. Mowily mi wtedy, ze swoje dziecko rozumie sie duzo latwiej. Cos moze w tym jest. Niby mam pewna przewage, bo i wiecej czasu spedzam z Kacperkiem, i rozpoznaje, kiedy wola po polsku. Z drugiej strony troche trwalo zanim zrozumialam, o jakie zwierzatko mu chodzilo, gdy wolal: „Aki Aki, hiii hiiii, Aki Aki!, hiiii”. Dopoki nie ogladalismy ksiazeczki o wsi (te sa najlepsze, wiadomo). Aki hiii hii okazalo sie swinka, chrum chrum.
No tak, nikt nie powiedzial, ze chrumkanie jest proste.
Dobrze, ze (bujany) „Koni koni” jest latwiejsze.
***
Przeczytalam w ubieglym tygodniu, nawet niezly, artykul pt.: Jak nie zepsuc dziecku Swiat.
Zaczynal sie wspomnieniami autorki, o tym jak jej mama juz od poczatku grudnia myla wszystkie szafki i okna zeby nastepnie tydzien stac w kuchni by w koncu, w Swieta, wreszcie siasc w fotelu i odpoczywac cale dwa dni po miesiacu sprzatania.
Brzmi znajomo?
Nie bede udawac, dwa wieczory stalam juz przeciez sama w kuchni, zeby po calym dniu pracy i wieczornym ogarnieciu Kacperka, lepic uszka na zapas. Reszte tygodnia oczy trzymalam na zapalki. I po pierogi zadzwonilam do polskiego sklepu, zeby zamowili trzy paczki wiecej w hurtowni. Kacper moze maly, ale tak bardzo zalezy mi, zeby mu przekazac te nasze polskie smaki i zapachy Swiat. Wszystko, co mi kojarzy sie z Domem. Mysle potem jednak, ze przeciez jego Dom jest tutaj. I jakkolwiek byl chciala, on bedzie mial juz nieco inne wspomnienia. Wiglia w Belgii, jak by nie byla udana, nigdy nie jest tak podniosla, jak w Polsce.
Chcialabym jednak, zeby Casper dobrze kojarzyl okres swiateczny. Moze nigdy nie zobaczy plywajacego w wannie karpia, a choinke bedzie ubieral nie w wigilie, ale duzo wczesniej (jak kazdy maly Belg, kiedy tylko Sinterklaas wyjedzie z kraju) ale chcialabym zeby nigdy nie zatracil tego zachwytu, ktory teraz widze w jego oczach, gdy tylko zobaczy choinke ze swiatelkami. „Boom! Boom!” (nl. Drzewo)
I na zakonczenie, bo przeciez jutro bede caly dzien obierac buraki:
Wesolych Swiat !