Ferie Wielkanocne
Gdy dwa tygodnie temu odbieralam Kacperka ze zlobka, to zamiast przypelznac, ten po prostu przydreptal do mnie z drugiego konca sali (zupelnie bez trzymanki). Tak jakby, po prostu, w to jedno poniedzialkowe popoludnie zapomnial, ze sie boi i ruszyl. I jak sie wszyscy domyslacie, jest teraz nie do zatrzymania. Biega z jednego konca mieszkania do drugiego, opanowal technike wchodzenia na tapczan i stolik do kawy (to akurat jest niewskazane). U dziadkow odkryl fascynacje ogrodkiem i gdy tylko moze staje przy drzwiach tarasowych i razem z psem Jackiem czeka az ich wypuszcza, zeby mogli pobiegac po trawie.
W tym tygodniu nasz zlobek jest zamkniety z racji ferii Wielkanocnych. Gdy zaczynam liczyc, ile wolnego maja tutejsze dzieci (dwa miesiace wakacji, tydzien ferii jesiennych, tydzien na Boze Narodzenie, tydzien ferii zimowych zwanych ‘krokusowymi’, dwa tygodnie ferii Wielkanocnych) to oblewa mnie zimny pot, bo o ile teraz zlobek pracuje wzglednie przez caly rok, to przedszkola i szkoly sa zamkniete. Ale co ja sie bede martwic na przyszlosc. Obecnie jestem jeszcze przeciez i tak caly czas bezrobotna.
Postanowilam wiec wykorzystac wolny czas i nawet zapisalam sie na kilka sesji doradztwa zawodowego, zeby moze dowiedziec sie czegos nowego o sobie. Prawda mowiac duzo sie bardzo nowego nie dowiedzialam, ale zmotwowalo mnie to do poszerzenia pola poszukiwan i wiary, ze powinnam isc za glosem serca i troche mniej skupic sie na ‘kadrowaniu’, a moze postawic bardziej na praktyczna prace z ludzmi. W miedzyczasie rzeczywitosc pokazuje, ze glos serca sprawdza sie glownie u Mickeiwicza i w ladnych reklamach, wiec po prostu powoli wysylam CV gdzie-sie-da. Choc po powrocie do pracy bede pewnie tesknic za tymi naszymi dlugimi dniami z Kacperkiem a przede wsystkim leniwymi porankami (bo przeciez reguralnie jestesmy w zlobku dopiero o 10tej, czyli na na styk).
I tak sobie mysle czasem, ze cale zycie czlowiek czeka na cos. Najpierw czeka sie caly rok na Mikolaja i prezenty pod choinka, potem na pierwszy dzien w szkole. Potem uczy sie ladnych pare lat, zeby isc dalej, pojsc do dobrej pracy, osiasc gdzies, wyjechac na wymarzone wakacje, urzadzic (za drogie) wesele, doczekac sie dzieci. I ja, pierwszy raz w zyciu, mam poczucie, ze nie zajmuje sie juz czekaniem i, ze teraz jest wlasnie ten czas, na ktory tak dlugo sie czekalo. (Powinnam chyba w tle puscic ‘Time of my life’ do wprowadzenia czytelnikow w odpowiedni nastroj). Zabrzmi to teraz, jak slaby cytat z ksiazek P.Coelho, ale ostatnio, jakos faktycznie doceniam kazdy dzien.
Co nie zmienia faktu, ze moze jednak powoli warto wrocic na rynek pracy, wyjsc do ludzi, zeby nie odzwyczaic sie zupelnie. Ale co ja bede planowac. Dobrze wiemy, ze to nie jest nasza mocna strona.
Buziaki