Wpis w dwoch czesciach
Jest 6.50 (pisze offline, w Wordzie, wiec sam wpis dodam pozniej). Casper spi. Przespal cala noc. I jestem w takim szoku, ze nie wiem, co zrobic z wolnym czasem, bo sniadanie juz zjadlam, umyta i umalowana siedze w swoim stroju sportowym (przebieram sie w pracy) gotowa do wyjscia. Nie zeby takie poranki to byla norma u nas w domu. Pewnie Casper uslyszal wczoraj rozmowe telefoniczna swojego taty, ktory w rozmowie z babcia powiedzial, ze chetnie by podrzucil im Kacperka, zebysmy sie raz porzadnie mogli wyspac. Sie dziecko widac przestraszylo, ze je oddamy na noc i postanowilo spac.
Choc wiem za dobrze, ze jedna jaskolka wiosny nie czyni.
*
W poniedzialek rano, gdy odpinalam rower i zmywalam z siodelka reszty deszczowki, pomyslalam, ze jest nieprzyjemnie, jakby to prawie byl listopad. Po czym uswiadomilam sobie, ze to jest prawie listopad. Ladne, sloneczne tygodnie (ekstremalnie dlugiego) babiego lata zupelnie mnie zmylily.
(i tutaj ktos obudzil sie na sniadanie, wiec notke dopisuje wieczorem)
Poza tym, opanowywanie nowego trybu zycia idzie nam powoli.
W ciagu ostatnich 2 miesiecy Frytek zdazyl juz trzy razy byc chory. Ja staram sie funkcjonowac na adrenalinie i ladowac sobie baterie chociazby tym swoim rowerowaniem, ale krotkie noce (a zdazylo sie ich ostatnio kilka) daja sie czasem we znaki.
Wieczory spedzamy z Kacperkiem glownie sami, bo Frytek dlugo pracuje. Zwazywszy, ze Mlody Czlowiek przechodzi faze leku separacyjego, to spedzamy ‘caaaale’ wieczory razem. Najlepiej na rączkach. Kluseczek pcha mi sie na kolana, wierci glowa dziure w brzuchu, a gdy jednak zdarzy mi sie go odstawic na podloge, to czepia sie mojej nogi i nie chce puscic. Męczące to, ale tez mnie rozczula. Wieczorna kapiel zaczyna tez byc nie lada wyzwaniem, bo Kacper przechodzi okres fascynacji hydraulicznej i z uporem maniaka probuje mi wyrwac weza prysznicowego (a najlepiej to juz takiego, z ktorego leci woda!). W zyciu bym kiedys nie uwierzyla, ze kilkumiesieczne dziecko moze miec taki silny chwyt. Dzis, oderwanie Kluseczka od prysznica, zajelo mi, bez mala, kilka minut.
I po tej dlugiej walce sama dzis padam. Umylam wiec butelki, naszykowalam mleko w proszku (w zlobku w koncu nie ma cycusia) i spakowalam swoj plecak na jutro. Mozna isc spac.
Miejmy taka nadzieje.
Ale za pare lat przeczytam ten wpis, przypomne sobie malego Kacperka w pizamce w misie i pomysle 'te krotkie noce, to sie tak szybko zapomina'.
Buziaki
Dodaj komentarz