Nic nowego
W ubiegly piatek bylam nieco naiwna myslac, ze Kacperek rzuci mi sie z radoscia na szyje, wyteskniony okrutnie przeciez po calym tygodniu niewidzenia mamusi.
Taa.
Gdy przyszlam po niego do zlobka, popatrzyl na mnie i niepewnie sie usmiechnal w stylu "hej, znam te pania", ale cos mu ewidentnie nie pasowalo. Nie dal sie ubrac w kurtke (opiekunka musiala mi pomoc go opanowac). W domu nie chcial sie przytulac, tylko pelen werwy sprawdzal, czy wszystko jest na miejscu. Zabawki w pudle, pralka za drzwami szafki i smieci w koszu na pampersy. Troche bylo przykro.
Az na chwile wpadla kolezanka z corka. Wtedy sobie przypomnial, ze Mamusia nie jest taka zla...uczepil sie mnie jak malpka i wlasciwie ostatnie dni nie bardzo chcial sie puscic. Oczywiscie zostal w poniedzialek i wtorek w domu, bo katar, bo uszko chyba boli. Juz rozumiem, co mieli inni na mysli mowiac, ze to chorowanie sie nie konczy, gdy dzieci sa w domu.
I nawet nie mam, co tu napisac. Szczytm moich mozliwosci bedzie dzis wyjscie do supermarketu po dwoch tygodniach przerwy. Rutyna :-) I czekamy na wiosne.
Dodaj komentarz