L''ete Belgique
No i przyszlo. Belgijskie lato. Temperatura nie bardzo chce przekroczyc prog 20 stopni, zachmurzenie duze lub calkowite i buien co oznacza przelotne opady deszczu (albo napady zlosci). W ostatnich dwoch latach, kiedy to ciagle upaly, susza i prazace slonce dawaly szanse zapomniec, ze jestesmy w Belgii wrocila normalnosc. Troche szkoda, ze akurat w tym roku, kiedy wiekszosc ludzi nie wybiera sie na wakacje ze wzgledu na starch albo brak funduszy. Dmuchane baseny z promocji z Aldiego nie zdadza sie chyba w tym roku na wiele. No chyba ze na lapanie deszczowki, co tez bardzo jest zalecane.
Kombinacja staycation ze zla pogoda i corocznymi wakacyjnymi robotami drogowymi (bo przeciez wakacje, wszyscy wyjada) sprawia, ze codzienne korki przypominaja smialo te sprzed Corony. Nie wiem, czy to juz lyzka czy cala beczka dziegciu.
Zamiast opalac sie w ogrodku siedzimy w domu i ogladamy niemiecko-turecka komedie na Netlixie. To juz mowi samo za siebie. Frytek zerka co chwile na niebo, czy pada bardzo czy tylko troche, zeby w koncu isc wsadzic w ziemie nasze alpejskie kwiatki (odporne na mrozy i susze). Nawet nasz wybor kwiatkow smieje nam sie w twarz. Panicz spi, wiec mozna pozwolic sobie na tzw. quality time.
Dla mnie jest to pisanie, z Mira Kubasinska i Ania Rusowicz w tle. Oczywiscie po cichu, zeby C. sie nie obudzil, bo wtedy bedzie po pisaniu.
A poza tym? Razem z reszta spoleczenstwa probujemy sie odnalezc w pokoronowej (albo raczej miedzykoronowej) rzeczywistosci. Politycy kloca sie czy maski w markecie to trzeba, a jak nie trzeba to dlaczego. Z racji, ze w Belgii jest tyle dzielnic, gmin itd. kazdy polityk ma wiec troche szanse, zeby poczuc sie wazny i zadecydowac (oczywiscie inaczej niz inni). Zdegustowani polityka nosimy maski jeszcze czesciej.
Sytuacja w Belgii wydaje sie byc wzglednie stabilna, ale nadal nie wiemy na ile. Gospodarka usiluje sie ratowac, ale kryzys wydaje sie nieuniknony, co odczuwamy niestety tez i my w pracy. Ale mialam nie pisac nic negatywnego.
Sektor gastronomiczny na przyklad probuje sie ratowac na rozne sposoby, ale nie tyle wysokimi cenami, ale typowymi dla slonco-lubnych Belgow, taraskami piwnymi. Oczywiscie stolikami w bezpiecznej odleglosci (przez co taraski zaczely zajmowac chodniki), laminowanymi menu (zeby szybko dezynfekowac) albo menu schowanym za QR kodem, no i obowiazkowym uzywaniu zelu antybakteryjnego przy wejsciu. Z lekka obawa, ale testowalismy sami w poniedzialek podczas naszej jednodniowej wizyty w Leuven. Jest fajnie, taka namiastka normalnosci, ale jednak nie do konca. Zwazywszy, ze prognozy co do dlugosci dzialania potencjalnej szczepionki sa raczej umiarkowanie optymistyczne, gdzies sie zastnawiami, czy moze to bedzie nowe normalne? A ja przeciez i tak jestem z tych, co czesto lubia myc rece.
Wczoraj podczas dlugiego spacer do fryzjerki usilowalam przekonac C., zeby nie dotykal WSZYSTKIEGO, co napotka na drodze. Nie ma co straszyc go Corona, ale wizja ‘przeciez piesek tu mogl siusiac na to’ dziala. W pewnym momencie mijal nas biegnacy Labrador, a na moje pytanie “Kacperku, a co robi piesek?’’ uslyszalam: “Siusia.’. W duchu liczylam, ze wlasciciel nie rozumial polskiego.
Casperek. poza tym, ze rosnie jak na drozdzach, mowi coraz wiecej (wiem, trudno wierzyc, ze sie da jeszcze wiecej). Nawet udalo mi sie wprowdzic dzikuje i prosie, co uwazam za sukces.
Przyjemnie tez obserwowac, ze Casper zaczyna odkrywac, ze te same rzeczy maja rozne nazwy, w dwoch jezykach.
- Synek, na obiad beda ziemniaki i kurczak
- Nie, nie kip!
Lub, gdy obudzil sie noca w pelnej panice, nie mogac znalezc ukochanego wieloryba Duplo w lozku, zaczal wolac: yba, yba, yba, yba, vis vis.
Zebym na pewno zrozumiala, o co chodzi. (Tak, wiem ze wieloryb to nie ryba, ale zostawmy to na kiedy indziej)
No i kazdy ma swoje imie: Mama Ania, Tata Kalo, Babcia Meszka, Dziadek Ta di, Oma Miki, Opa Beer, Tante Lies, Tante Trien en Nonkel Ago, Tante Tuuut, Wujek Kisio, Wojciu, Mi-lenka, ciocia A-netka.
No i Caspi. Nazywany przez siebie jeszcze czesto Bejbi, chociaz patrzac na ubrania dla trzylatkow, ktore robia sie powoli za male, mysle sobie, ze niewiele z tego Bejbi juz zostalo.
I dzis (to zasluguje na zapisanie) Casper zachowal sie jak maly bohater.
Wstajac za szybko z kanapy zrobilo mi sie slabo, wiec tylko zlapalam sie za biurko i zawolalam Frytka. Na co Casper pobiegl jak pershing po tate i powiedzial :
Papa, mama pijn, kom kijken!
Co mozna calkiem poprawnie przetlumaczyc “Tata, mama boli, chodz spojrz’”.
Madry urwisek. Nawet mu wybacze fascynacje Psim Patrolem.
To tyle na dzis, kochani. Ide zerkne, czy moj malzonek nie ugrzazl kaloszami na naszych blotnistych hektarach.
Tesknie
Dodaj komentarz