Dwa miesiace pozniej, czyli 65 dzien kwarantanny....
Nie wiem, czy powinnam uzywac slowa kwarantanna, bo wlasciwie wraz z nowymi rozporzadzeniami mozemy tak naprawde coraz wiecej i nie wyglada to tak, ze siedzimy tu zupelnie odizolowani. A ze nasze zycie zazwyczaj toczylo sie miedzy praca a domem, to nie odczuwamy jakos bardzo bolesnie odciecia od swiata. Policzylismy, ze w 2019 bylismy na przyklad chyba tylko raz na randce na miescie... Ot, jaka oszczednosc. Nie widzimy, wiec (chociaz w tym wzgledzie) wiekszej roznicy.
No i nie oszukujmy sie, ogrodek przy domu tez ma ogromne znaczenie w obecnym czasie. Poza tym, przeprowadzka do naszej wsi, gdzie naprawde niewiele jest w centrum do zwiedzania (dwie apteki, dwie szkoly, poczta, bankomat, optyk sklep i dwa chlebomaty) ulatwila przetrwanie ostatnich tygodni. Podczas naszych spacerow (po chleb) do centrum (jakies 500 metrow) mijamy kilka samochodow, konika w zagrodzie i moze jakichs trzech przypadkowych spacerowiczow. Ale wiekszosc ludzi czujnie usuwa sie sobie z drogi i omija sie szerokim lukiem na chodniku. Daje to wiec pewne poczucie komfortu.
Casper, niczym pies Pavlova, zauwazyl pewna zaleznosc, ze jesli wychodzi na dwor w wozku lub na rowerku, oznacza to, ze idziemy po chleb. Nie zawsze taki jest cel naszego spaceru, ale w praktyce oznacza to, ze od wyjscia za drzwi Casper pokrzykuje boood boood (od niderlandzkiego brood - chleb). Przynajmniej wszyscy po drodze slysza, jaki jest cel jego wyjscia z domu. A ze zakupy spozywcze sa dozwolone jako tzw. essentiele verplaatsing to czujemy sie bezpieczni.
Ale to wszystko tak z przymrozeniem oka. Ostatnie tygodnie to tez i dla sinusoida emocji. Pierwsze dni kwarantanny przesypialam poki moglam, bo organizm chyba nie mogl sobie poradzic z poziomem stresu. Dopiero po tygodniu czy dwoch odwazylam sie wyjsc poza granice domu. Potem kolejne tygodnie to na zmiane kryzysy motywacji, ‘zbieranie sie w sobie’, potem znow kryzys i tak w kolko. Praca z domu nie jest taka oczywista z dwulatkiem, szczegolnie jak jednoczesnie trzeba ugotowac czasem obiad i do tego wszystkiego usiluje sie (bezskutecznie) zaczac odpieluchowywanie. W ostatnich tygodniach trzy razy bylam nawet w biurze (taki mielismy system rotacyjny), ale to tyle tylko. Troche w ramach cwiczen, zeby nie zapomniec, jak sie jezdzi samochodem. Autem jezdzilam tez do Aldi’ego, po drugiej strobie ulicy.. Ale po trzech razach zaprzestalam, bo mimo ustalonej listy zakupow ladowalam do wozka jeszcze zapas slodyczy na miesiac tydzien, kilka butelek wina (bo nigdy niewiadomo, kiedy najdzie cie chec na lampke Chardonnay). Teraz wiec zamawiamy zakupy przez internet (bez slodyczy i wina) i odbieramy raz w tygodniu w wyznaczonym czasie. A w domu zniknely wszystkie slodycze, nawet stare lizaki chowane na dnie szuflady dla kolednikow.
Prawda jest taka, ze w pewnym momencie wylaczylam myslenie.
Przestalam ogladac i czytac wiadomosci. No moze poza codziennym raportem o 11stej, gdzie przedstawiali aktualne statystyki.
Wylaczylam myslenie, zeby nie rozkleic z tesknoty. Smutno mi sie robilo, gdy myslalam, ze u rodzicow stoi przeciez lozeczko dla Kacperka. Czeka caly rok az ten przyjedzie na wakacje. Tak, jak my czekamy zeby pojechac do Polski. I sie przeciez odgrazalam, ze w tym roku to juz na pewno wybierzamy sie na Swieta do Polski. A teraz to nie wiemy, czy wszystko jest tak na pewno.
W pewnym momencie jednak pomyslalam, ze hej, jestesmy, zyjemy, widzimy sie codziennie (kilka razy) na video czacie. Nie mozna sie co prawda przytulic, usiasc razem do kawy (i szarlotki) pod jablonka, ale to jeszcze nie jest koniec swiata. Musimy zagryzc zeby i po prostu te miesiace przeczekac. To az tyle, ale i tylko tyle. Potem, jak juz sie zobaczymy, to tak sie przytulimy do siebie, ze trzy tygodnie bedziemy siedziec razem obok siebie pod ta jablonka. Poki co jednak jestem w nastroju sentymentalnym. Przegladalam sobie ilustrowana ksiazke kucharska Wypieki NRD i zaczelam plakac na widok sernika z brzoskiwaniami. Taki, jak robi mamusia na Wielkanoc. A ja przeciez nawet nie przepadam za brzoskwiniami w serniku…
Tesknie, ostatnie dni jakos nawet bardziej.
Ale w ostatnich tygodniach postanowilismy spozytkowac nasza energie na cos konsktruktywnego. Na miare naszych mozliwosci, oczywiscie. Poniewaz Frytek przycial juz wszystkie akacje, zywoplot i (z moja nieoceniona pomoca) poprawil ogrodzenie, trzeba bylo zajac go czyms innym. Postanowilismy urzadzic pokoj goscinny (zwany tez biurem, bo na nadmiar gosci nie bedziemy narzekac narazie). Wieszanie dwumetrowych ikeowskich polek obok siebie, w nadzei, ze beda rowne jest dosyc karkolomne, ale nawet nam wyszlo bez wiekszych klotni. Czy sa rowne to juz inna kwestia. Jest szansa, ze za kilka tygodni pokoj skonczymy. Troche nam posluzy jako biuro, bo mimo powrotow do pracy, czesc dni bedziemy jeszcze moc/musiec pracowac z domu. Jeszcze przez jakis czas bedziemy dzielic miejsce pracy miedzy dom a biuro. I troche sie cieszymy mozliwoscia pracy w pracy, co nie zmienia faktu, ze sie boimy. I tymbardziej ciesza nas te wszystkie momenty, nawet kiedy lamiemy zasady wychowawcze. Ojtam ojtam, wiaodmo, ze we trojke spi sie czasem najlepiej.
I to tyle na dzis z moich przemyslen. Ponizej kilka scene rodzajowych i aktualny slownik wyrazow polskich i nie-polskich, ktory z doskoku usiluje aktualizowac.
Osobistosci:
· Baci (Bati) i dziadi - wiadomo, o kogo chodzi
· Oma-miki-zaurus – dinozaur oma Mieke
· Opazaurus – dinozaur opa
W kuchni:
· Kaui (lub kaua) tepło – ciepła kawa
· Naan – banan
· Mango – mango, melon, ...
· Maty – (tomaten + pomidory)
· Niaki - ziemniaki
· Kafki, kafki – truskawki (zazwyczaj placzac pod lodowka): Kafki kafki, open maki!
Zwierzyniec:
· Omamat – (olifant) słoń
· Eebra – zebra
· Ija – Żyrafa
· Hipotam – hipopotam
· Pippin – pingwin
· Aki – świnka
· Gogogo – krokodyl
· Kikki – żaba
· Bocian
· MisiA – Miś to MisiA. Niewątpliwie wplyw miali tu bohaterzy ksiazeczek o Puciu i jegio siostrze Misi.
Sytuacyjnie:
· Nie ma nic, nie ma chowa
· Deti – dzieci
· Kejki - kredki
· Dzwih – dźwig
· Kopti – helikopter
· Mama duza, papa duza, bejbi duza – każdy duży
· Soko nity / soki nity – (sokken niet) – Skarpetki nie. Tzn. nie mam skarpetek.
To pierwsze, co mowi po przebudzeniu. Po czym biegnie do szuflady i wybiera sobie skarpetki (jesli akurat sa, to najchetniej te czerwone, w wozy strazackie, zwane tez tuuu-taaa tuuu-taa). Potem bierze czystego pampera i (najchetniej) idzie do Taty. Ten widac jakos jest lepszy w porannych pieluchach.
· Mama werki, papa werki, baby werki (mama werkt, papa werkt, baby werkt) – mama pracuje, tata pracuje, “Casper’ pracuje.
I ten blysk w oku, kiedy dorwal sie do mojego sluzobowego laptopa i ogkryl zaleznosc miedzy myszka a monitorem...
· Papa wakki! (Papa, wakker!) – Tata wstawaj
· Blokki bauwen (Blokken bauwen) – budowac z klockow
· Mama mee komy – Mama, chodz do domku
· Ani bed / iNNy bed – (ander bed) inne łóżko
· Pakki – (pakken) – brac, podnosic
· Maki – (maken) - robic
· Was (Wasij) (wassen) – myc, wycierac
· Uszo, nos, oko, budzia, wosy
· Moko – mokro, brudno
· Woda tepło
Rozmowa z oma Mieke:
Casper: Oma, okno Okkno ! (pokazuje na okno samochodu na obrazku)
Oma Mieke: Ook nog .. ook nog, wat? (Ook nog oznacza “jeszcze też’)
Mama-mama-mama
Jestesmy troje w ogrodku. Mowie do Frytka, ze tylko ide na chwile do toalety, zeby rzucil okiem na Malego Czlowieka. Nie mija 15 sekund, slysze male kroki na korytarzu i drzwi od toalety otwieraja sie: Mama, buti!
Rzep sie rozpial. A wiadomo, ze tata by nie potrafil zapiac butow.
Choc cos moze w tym jest, bo kilka dni pozniej slysze podirytowany glos malzonka, ze jak ja mu kaze sandal dziecku zalozyc, jak te sandaly sie nie zapinaja.
- - A Ty zakladasz mu jego zwykle buty czy przypadkiem znalazles te z zeszlego roku, ktore byly odlozone z boku do spakowania, a ktorych nie nosily juz od sierpnia?
- - ...
*
Lub piatkowy wieczor. Ewdidentnie slabo nam idzie zasypianie i z gory slychac smutny glosik. Ide raz, ide drugi. Za trzecim razem idzie Frytek, ale wraca szybko na dol.
- - Casper na moj widok powiedzial tylko: Papa, mama zoeki! (Tata, poszukaj mamy).
Ide wiec na gore, z cicha satysfakcja, ze moj Synus, pewnie sie chcial przytulic... Wchode do pokoju i slysze:
- - Mama, melk!
No tak, po akcji z za malymi butami juz nie ma odwagi poprosi ojca o mleko...
Dodaj komentarz