Bardzo zalegla notka. Grudzien - kwiecien
Bawimy sie w przepytywanki
Mama: A jak mówi się hond po polsku?
Casper: Piesek
Mama: A jak mówi się nijlpaard po polsku?
Casper: Hipopotam!
Mama: A jak...
Casper: Neen, nu ikke ! (= teraz ja!). Wat mówi koe ?
Mama: Eee, krowa
Casper: En wat mówi huis ?
… i tak bez końca.
Raport z ostatnich tygodni. Moze nie byc chronologicznie?
Ominelo mnie w grudniu sentymentalnie pisanie o Swietach. Nie bylo jakos ani nastroju ani czasu, moze dlatego, ze poswiecalam go na rzeczywiste priorytety. Byl Sinterklaas 6ego grudnia i wlasciwie od polowy listopada temat byl bardzo zywy w naszym domu. Wiadomo, piosenki, kolorowanki, ludziki z Playmobil skaczace po kominku. Wazna sprawa dla malych Belgow. Trzeba bylo tez upiec (polskie) pierniczki (i, co gorsza, pozmywac po tych pracach). Wyjatkowo wczesnie ubralismy tez choinke, chociaz dopiero po 6 grudnia. Musicie wiedziec, ze choinka przed Sinterklaasem, to ja dla Flamanda cos, jak dla nas swieconka bez kielbasy.
W tym roku jednak chyba wszyscy mieli dosc tego ciemnego i smutnego okresu i dlugiej izolacji i wyjakowo wczesnie zabrali sie za bozonarodzeniowe przystrajanie domow. Belgowie, zazwyczaj powsciagliwi (np. w porownaniu do Niemcow) w kwestii swiatecznych ozdob, tym razem nie przebierali w srodkach. Nie wiem, czy na naszej ulicy byl chociaz jeden dom bez stroikow czy swiatelek. Niektorzy zaczeli juz 2 listopada...
Same Swieta byly tez specjalne. Swiat smial sie z Belgow i ich zasad jednego knuffelcontact (kontaktu do przytulania, czyli osoby, z ktora mozna utrzymywac bliskie kontakty) oraz mozliwosci podejmowania gosci w ogrodku, pod warunkiem, ze nie musza przechodzic przez korytarz tylko od razu moga wejsc przez furtke do ogrodu. No i limitu jednego goscia,ktory moze korzystac z toalety...
Postanowilismy jednak trzymac sie zasad i podzielilismy sie troche na Swieta. Wigilie i pierwszy dzien Swiat spedzilismy u nas razem z Katrien. Tesciowie i druga siostra Frytka u siebie. I mimo, ze troche dziwnie i cicho, to cos mialy te Swieta w sobie z uroku. Moze dlatego, ze spokojniej, bez przymusowych pogaduszek, 5 wizyt u rodziny.
Nie ominely mnie wiec i w tym roku pierogi i barszcz. A 25ego tradycyjne begijskie gourmet.
Na drugi dzien Swiat spotkalismy sie naszym ogrodku (zasade furtki dalo sie przestragac, nikt nie musial wchodzic do ogrodka przez dom. Toalety postanowilismy jednak nie kontrolowac, az tak praworzadni nie jestesmy). Tesc trzy dni gotowal grochowke na te okazje. Ale zeby bylo pamietnie (jakby tego brakowalo w tym dziwnym roku), cala grochowka wychlupala mu sie z krzywo postawionego garnka. Uratowalismy resztki, chociaz pies Jack tez chcial ratowac, szczegolnie kawalki kielbasy. Popilismy resztkami mojego czewonego barszczu. 2020. Juz przyszla na ciebie pora.
I tak tez bez szalu zamknelismy stary rok. Razem z Katriem, Frytkiem i Kacperkiem. Na kanapie. Chyba zasnelam zmeczona po normalnym dniu pracy.
Styczen przespalam.
Potem by luty.
Rekord ciepla na koniec lutego przyszedl i do nas. +/- 19 stopni w ciagu dnia wcale nie jest takie oczywiste. (Byla to niezla zmylka przez dluga i zimna wiosna). Tym bardziej, ze jeszcze dobre trzy tygodnie wczesniej zaskoczyla nas tutaj prawdziwa zima, ktora trwala dobrze ponad tydzien. I pisze zupelnie bez ironii. Taka zima z mrozem i sniegiem, ktory lezal przez kilka dni i, po ktorym dalo sie jezdzic na sankach! Tak, tak, nawet sanki mamy na strychu. I musze uczciwie sie przyznac, ze dosyc wymownie chrzanknelam, gdy Frytek przyniosl te sanki (po dziadkach) do domu, bo juz zadna z cioc nie miala na nie miejsca w garazu. (Nasz strych staje sie przechowalnia, dla wszystkich rzeczy, dla ktrych nigdzie nie ma miejsca) Sanki przydaly sie pierwszorzednie, pewnie raz uzyte beda na decenium, ale sie przydaly.
Biala i mrozna zima, jakiej naprawde nie przezylam mieszkajac prawie 10 lat w Belgii, zaskoczyla nas oczywiscie rankiem, gdy akurat mialam jechac do (wzglednie) dalekiego Hasselt na kurs doradztwa zawodowego, na ktory tak bardzo czekalam (tak dlugo ze wzgledu na pandemie) ponad poltora roku. I nadszedl wyczekiwany kurs, a ja wiec turlalam sie autem przez sniegi 30km na godzine, byle do autostrady. I cos, co bede pewnie wspominac kiedys z usmiechem. Oczywiscie kurs musial odbywac sie przy polotwartych oknach ze wzgledu na obowiazkowe wietrzenie powietrzen ze wzgledu na Covid-19. Wiec jak juz przejechalam przez te zaspy, na masce (samochodowej) ze sniegiem tak skostnialym, ze nagrzany motor go nie rozpuscil, to dojechalam na szkolenie, gdzie siedzialam w trzech swetrach, przy otwartych oknach(!), gdy a dworze ponad -10. Bo przeciez kieeedy indziej musza wypdac te kilkudniowe mrozy, jak nie w tak wyczekiwanym przeze mnie tygodniu. Murphy.
I nie zapomne tego snieznego i mroznego poranka z innego waznego wzgledu. Na kawalku bialego plastiku pojawila sie druga kreska. Nie wiem, czy bardziej stresowaly mnie tego dnia sniezne zaspy, mroz czy fakt, ze w aucie siedzieismy tego ranka juz we dwoje.
Tego wieczora moglam nawet przenocowac w hotelu. Ja wiem, ze dla niektorych z Was podroze sluzbowe to chleb codzienny, ale hej-ho. Dla mnie to bylo wydarzenie, bo to moja pierwsza noc bez chlopakow od kiedy urodzil sie C. Nie wiedzialam, co ze soba robic (moze dlatego tez, ze bylo -12, WSZYSTKO zamkniete, tylko jakies KFC dowozili, bo hotelom nie oplaca sie otwierac restauracji). Poszlam wiec spac przed 21sza. Luksus. Takie to dla mnie przezycie, ze az warte opisania na blogu.
I po szkoleniu z usmiechem wracalam do domu. Troche ze wzgledu na samo szkolenie, troche pewnie po przespaniu spokojnie nocy, ale i troche z wiadomych, innych waznych wzgledow.
Kolejne tygodnie byly dosyc ciezkie. Kombinacja lekow, zmeczenia, niepewnej sytuacji w pracy. Urodziny C., ktore spedzilam na dyzurze w szpitalu. Tesciowie pomogli nam jakos przeturlac sie przez ten okres. I tak bardzo powoli przyszla (bardzo zimna w tym roku) wiosna. W wielki piatek dostalism telefon od pani doktor, ze badania genetyczne wyszly okej. I ze C. zostanie bratem swojej siostry. Moglismy niesmialo dac znac rodzinie, ze w drodze jest jeszcze jeden wielkanocny kurczaczek.
Dodaj komentarz