Baby steps, czyli malymi kroczkami
Chociaz juz od roku widzialam siebie oczami wyobrazni cala zalana lzami odprowadzajaca Kacperka do zlobka to (ku swojemu wlasnemu zdziwieniu) jakos jednak calkiem dzielnie to znioslam. Troche moze zaschlo mi dziwnie w gardle, gdy chcialam mu raz jeszcze wytlumaczyc dokad idziemy (jakby mnie rozumial), wiec duzo nie mowilam i tak sobie pomilczelismy po drodze. A pisze najpierw o swoich przezyciach, bo Kacperek sam to chyba niezle sie bawil. Dostal ziemniaczki z marchewka (ktore sobie wtarl z reszta w oczy), popatrzyl na 'duze' dzieci, ktore poztywnie zareagowaly na jego przyjscie krzyczac: 'oooh Baby! Baby!'. No ale nie ukrywajmy, dwie godziny (bo przeciez to dopiero adaptacja) mijaja szybko, wiec ja akurat zdazylam do Lidla i z powrotem, a Kacperek nie zdazyl nawet jakos specjalnie poplakac. Staram sie hartowac mysla, ze moze jeszcze byc roznie, aczkolwiek pierwszy, calkiem udany pobyt w zlobku za nami i mozna go ocenic pozytywnie. Duzo przezyc jak na jeden dzien i jak na jednego Malego Czlowieka, wiec popoludnie spedzil juz w domu na drzemkach i pewnie przetrawial w swojej malej glowce wszystkie zdarzenia, dzwieki i kolory. I z 'glodu' opchnal caly sloiczek musu owocowego. Dzis natomiast popoludniowa 'adaptacja' u dziadkow. Ja mam w tym czasie szanse isc do lekarza sprawdzic przyczyne mojej wiecznej chrypki. I moglabym tyle jescze zrobic w domu... ale chyba nie zrobie :) Albo moze wysle kolejne CV.
Usciski
Dodaj komentarz